Przegląd nowości

„Turandot” otwiera sezon operowy w Multikinie

Opublikowano: środa, 23, styczeń 2013 11:26

O rejestracji Turandot Giacomo Pucciniego, która w sieci Multikin zapoczątkowała w tym roku ambitny cykl prezentacji operowych, można powiedzieć – FANTASTYCZNA! Wszystko tutaj było w najlepszym gatunku, począwszy od miejsca w którym wystawiono i zarejestrowano spektakl – zjawiskowo pięknego gmachu – zaprojektowanego przez Santiago Calatrava – Palau de les Arts Reina Sofía, poprzez najlepszych w tym momencie solistów i jednego z najsławniejszych na świecie dyrygentów, jakim jest Zubin Mehta, a kończąc na samej inscenizacji i reżyserii, która spoczęła w rękach chińskiego twórcy filmowego Chen Kaige, scenografa Liu Kinga i autora kostiumów Chen Tong Xuna.

Maria Guleghina

Choć sama muzyka Pucciniego dosyć swobodnie nawiązuje do chińskiej estetyki, to w warstwie wizualnej zobaczyliśmy niesamowity przepych i feerię kolorów, jakiej pewnie nie powstydziłby się autentyczny dwór cesarza w Pekinie.


Pewnym zaskoczeniem było natomiast na wpół satyryczne przedstawienie postaci samego cesarza Altouma (w tej roli tenor o dosyć słabym głosie Javier Agulló) jako zapijaczonego i ledwo trzymającego się na nogach osobnika. Krytycy przyrównywali tę rolę do Heroda w Salome. Jednak jeśli sami Chińczycy wystawili władcy taką cenzurkę to już ich sprawa. O realizacji muzycznej Zubina Mehty można mówić tylko w superlatywach – poprowadził przedstawienie z temperamentem i plastycznością, a orkiestra Orchestra Comunitat Valenciana brzmiała jak Puccini przykazał. Niezły był także Choir Generalitat Valenciana, któremu reżyser dał też szereg całkiem sensownych zadań ruchowych, m.in. elementów tradycyjnej gimnastyki chińskiej.

Przedstawienie zarejestrowane w Walencji w maju 2008 roku trafiło już na płyty CD i DVD Blue Ray. Tutaj również reżyserem był Chen Kaige. Kierowane przez niego kamery niekiedy dawały złudzenie, że akcja toczy się w plenerze, w prawdziwym pałacu cesarskim, a nie na scenie teatralnej. Były jednak momenty, kiedy ten filmowy instynkt gdzieś ginął i kamery pokazywały zbliżenia zupełnie przypadkowych osób z chóru czy statystów.

Najmocniejszym atutem przedstawienia poza dyrygentem byli soliści. Fenomenalny sopran dramatyczny najlepszej obecnie odtwórczyni roli Turandot, urodzonej w Odessie w 1955 roku Marii Guleghiny porażał swoją siłą i barwą. Artystka dała też świadectwo niesamowitych zdolności aktorskich, jej postawa była autentycznie władcza, a na jej twarzy malowały się wszystkie odcienie sprzecznych uczuć, jakie były udziałem okrutnej chińskiej księżniczki. Włoski tenor Marco Berti w roli Kalafa był wizualnie nieco „misiowaty”, jednak gdyby nie okrągły brzuszek mógłby uchodzić za wspaniałego amanta. Głosowo na szczęście dorównywał swej partnerce, choć w słynnej arii Nessun dorma dosyć szybko zdjął ostatnią nutę, jakby obawiał się tradycyjnej fermaty. Śpiewaczką najwyższej klasy była też występująca w roli Liu Greczynka Alexia Voulgaridou. Jej opanowanie głosu, cudowne miękkie piana i naturalna gra aktorska dowodzą prawdziwego mistrzostwa. Zabawne scenki rodzajowe zaprezentowała trójka śpiewaków Fabio Previati (Ping), Vicenç Esteve (Pang) oraz Roger Padullés (Pong). Ich kostiumy, a zwłaszcza nakrycia głowy były niezwykle pomysłowe zaś powierzone im zadania aktorskie wykonywali nienagannie, zwłaszcza baryton Fabio Previati w scenie zagadek. Dla porządku trzeba jeszcze wymienić ukraińskiego basa, Alexandra Tsimbaliuka jako Timura oraz Ventseslava Anastasova jako Mandaryna. W sumie przedstawienie Turandot przygotowane zgodnie z tradycją zawartą w libretcie i naszych wyobrażeniach o dawnym Cesarstwie Chin, pozbawione elementów uwspółcześniających i jakże modnych dziś udziwnień, było przykładem dobrego smaku i stanowiło dowód, że „tak też można”.

Warto już zapowiedzieć kolejną operę w Multikinie. Na Walentynki przewidziano Romeo i Julię Charlesa Gounoda.

                                                                                 Joanna Tumiłowicz