Przegląd nowości

„Rycerskość wieśniacza” i „Pajace” we Wrocławiu

Opublikowano: poniedziałek, 07, styczeń 2013 13:03

Opera Pietra Mascagniego „Rycerskość wieśniacza” („Cavalleria rusticana”) zdobyła sobie olbrzymie powodzenie i cieszy się ogromną popularnością już od swej prapremiery (17.05.1890, Teatro Costanzi w Rzymie). Jest to niewątpliwie opera porywająca w muzycznej i dramaturgicznej warstwie. Uważana jest za włoską operę narodową nurtu werystycznego.

Pajace

A weryzm w operze to koncentracja wielkich namiętności ilustrujących życie codzienne „prostych ludzi” - wieśniaków, rzemieślników, pasterzy, sprzedawców, ubogich artystów. Libretto (Guido Menasci/Giovanni Targioni-Tozzetti) i muzyka to historia takich właśnie ludzi. Atmosferę opery najlepiej ilustrują słowa krytyka muzycznego, Józefa Kańskiego: inwencja melodyczna, efektowność partii wokalnych i żar tej muzyki [...] to główne czynniki jednające operze powodzenie. Charakterystyczne dla niej jest kontrastowe zestawienie fragmentów o wielkim dramatyzmie z partiami statycznymi, w których akcja ulega zahamowaniu, jak scena nabożeństwa czy popularne intermezzo). Opera Mascagniego, nasycona sycylijskim kolorytem, opowiadająca o tragicznej miłości Santuzzy, jest pierwszą operą werystyczną (vero – prawdziwy).


We wrocławskiej inscenizacji „Rycerskości wieśniaczej” (oglądane przedstawienie 16.12.2012r.) na czoło wykonawców wysuwa się odtwórca roli Turiddu, tenor Zdzisław Madej. Początkowo spięty, jakby nieśmiały (w scenie namiętności), śpiewa przy otwartej kurtynie swą sicilianę „O Lola, bianca come fior di spino” (O, Lola biała jak kwiat dzikiej róży). W miarę upływu akcji głos jego tężeje i już w duecie bezkompromisowo odrzuca miłość Santuzzy , „Tu qui, Santuzza?” (Ty tutaj, Santuzza?), by z radością z obecności Loli, zaśpiewać toast „Viva il vino spumeggiante” (Niech żyje pieniące się wino). Sumienie odzywa się w nim dopiero w pożegnalnej arii z matką „Mamma,quel vino é generoso” (Matko, to wino jest wspaniałe). Madej śpiewa dobrze, dobrze też oddaje nastroje swego bohatera, choć czasami zbyt forsuje głos. Śpiewająca partię głównej bohaterki, Santuzzę, Elżbieta Kaczmarzyk-Janczak nie do końca przekonała. W swej popisowej romanzy „Voi lo sapete, o mamma” (Wy to wiecie, o matko) i we wspomnianym już duecie z Turiddu, więcej jest miłości niż złości, która doprowadza do tragicznego finału. Nie przekonuje także wieśniak Alfio (pieśń „Il cavallo scalpita” - Koń stąpa), baryton Jacek Jaskuła. Głos to raczej liryczny, a w kreowanej postaci brakowało brutalności i pewnej drapieżności. Całkiem udane były interpretacje dwóch mniejszych partii: matki Lucii (Barbara Bagińska) i Loli (Katarzyna Haras). Ta druga bardzo ładnie zaśpiewała krótką piosenkę „Fior di giaggiolo” (Kwiat irysu).

„Pajace” („Pagliacci) Ruggiera Leoncavalla, to kolejna opera werystyczna, która od swej prapremiery (21.05.1892, Teatro dal Verme w Mediolanie) odniosła fenomenalny sukces. Treścią tej opery (do libretta kompozytora) jest krwawy dramat zazdrości w środowisku aktorskim. Warto przypomnieć, iż libretto oparte zostało na autentycznym wydarzeniu w kalabryjskiej wiosce Montalto, którego kompozytor był świadkiem jako mały chłopiec.

Operę rozpoczyna Prolog – Tonio, niezbyt fortunny zalotnik do żony głównego bohatera Cania. Ów spersonifikowany prolog śpiewa „Si puo?” (Czy można?), credo werystów: przedstawianie na scenie zdarzeń prawdziwych, nie wymyślonych. Wykonał go (jak i całą partię Tonia) w omawianym spektaklu baryton, Mariusz Godlewski. To wyjątkowo muzykalny artysta, dysponujący głosem lirycznym o szerokim wolumenie i pięknej barwie.


 

A przy tym subtelny i przekonujący aktor. Główny bohater, Canio, to postać tragiczna. Opanowany miłością do Neddy, zazdrością o nią, nie potrafi opanować żądzy zemsty. Taki tragiczny jest wykonawca tej partii, Nikolay Dorozhkin. Już pierwsze arioso „Un tal gioco” (Taka zabawa) stanowi ostrzeżenie, wszak Canio nie wierzy w wierność małżonki. Rozdarcie między uczuciem a rzeczywistością towarzyszy mu w słynnej „Vesti la giubba...ridi pagliaccio” (Wdziej strój pajaca...Śmiej się pajacu), a ostatnia aria Cania „No!, pagliaccio non son” (Nie!, nie jestem pajacem) pełna jest bólu, gwałtowności i determinacji. Dorozhkin śpiewa głosem mocnym, dozuje prawidłowo jego natężenie, choć barwa tego głosu i sposób emisji nie zawsze satysfakcjonują. Partię Neddy wykonała słowacka artystka, Linda Ballova. I myślę, iż odniosła sukces. W błyskotliwej ballatelli (z recitativem, o ptakach) „Qual fiamma...stridono lassu” (Jaki płomień...Krzyczą tam w górze) boi się zaborczej miłości Cania, ma dość ciągłych wędrówek, chce być wolna jak ptak. Dysponująca bardzo ładnym sopranem lirico-spinto, artystka jest niezwykle utaneczniona i ruchliwa (na granicy gimnastyki akrobatycznej), a przy tym ujmująca wdziękiem naturalnej młodości. Pozostałe partie wykonali z powodzeniem Łukasz Gaj (Beppo) i Michał Kowalik (Silvio).

Obie omawiane opery są niewątpliwym sukcesem ich realizatorów: Ewy Michnik (kierownictwo muzyczne), Waldemara Zawodzińskiego (inscenizacja, reżyseria i scenografia), Małgorzaty Słoniowskiej (kostiumy) i Janiny Niesobskiej (choreografia i ruch sceniczny). Ewa Michnik wydobyła z orkiestry wszystkie emocje brzmienia. Potrafiła błyskotliwie podkreślić niuanse i subtelności zawarte szczególnie w muzyce Mascagniego. Także i muzyczne kreacje tak różnych postaci i wydarzeń (znakomite chóry i fragmenty czysto instrumentalne) odtworzone były przez chór i orkiestrę bezbłędnie. Pełnią ekspresji brzmiały kontrastowe partie dramatyczne jak i efektowne fragmenty statyczne. Reżyser i scenograf w jednej osobie, zachowując czas i miejsce akcji (okresy Zmartwychwstania w „Rycerskości” i Wniebowzięcia w „Pajacach”) subtelnie połączyli uroczystą symbolikę świąt z codziennością dnia powszedniego, czasami wielce brutalną. Zmieniające się oświetlenie każdej ze scen i trafne kostiumy dopełniały wrażenia.

Trzeba i warto zobaczyć te dwa spektakle w Operze Wrocławskiej. 

                                                     Jacek Chodorowski