GaleriaT. Shebanova gra - Pory roku Czajkowskiego
Wydarzenia |
Szukaj w Maestro |
||
|
|
||
Przegląd nowościPrzygody Papagena
Strona 2 z 2
Doskonałym pomysłem było ukazanie świątyni Sarastra, jako „z cicha pękł” instytutu naukowego z wieloma drzwiami i pokojami, w którym postać samego mistrza, dyrektora i profesora, jak również jego metod naukowych i wychowawczych, jest otaczana najwyższą czcią i uznaniem. Niski bas Georga Zeppenfelda dodawał tej figurze sztucznej powagi i był mocnym punktem opery. Autorytet dyrektora doskonale też wzmacniał jego „zastępca”- Przemawiający - Martin Gantner. Pewne pytania mogła budzić charakteryzacja trzech chłopców na siwych i łysiejących starców (chyba, że były to produkty eksperymentów biologicznych w instytucie naukowym Sarastra), nie było natomiast cienia wątpliwości, co do kwalifikacji wokalnych i aktorskich młodocianych śpiewaków z zespołu Tölzer Knaben – to była kreacja na najwyższym, choć chłopięcym poziomie. Trzy Damy, pełniące w operze role wysłanniczek Królowej Nocy często zmieniały swoje przebranie, w pierwszej scenie były pielęgniarkami, który wpuściły do pokoju Tamina groźnego węża, w innej były „Aniołkami Charliego”. Jedna z tych Dam jednym wprawnym uderzeniem pozbawiła nawet Papagena wszystkich zębów, w wyniku czego na jakiś czas nie mógł on niczego powiedzieć, wcale nie dlatego, iż założono mu kłódkę na usta. Z czołowych wykonawców wypada wymienić Królowę Nocy – Mandy Fredrich, mało demoniczną ale bardzo kobiecą, jednak dosyć sztywnie i siłowo realizującą swe dwie popisowe arie koloraturowe, w czym tak cudowna była kiedyś nasza Zdzisława Donat. Bernard Richter bardzo solidnie wyśpiewał i aktorsko zrealizował partię Tamina, choć wydawało się, że niezły głos tego artysty jest jednak nieco ściśnięty. Nie można było tego powiedzieć o jego partnerce – Paminie, która w wykonaniu Julii Kleiter była także jednym z najsilniejszych. atutów przedstawienia a niedostatki urody doskonale uzupełniała miękkim, brzmiącym ciepło i sprawnie prowadzonym głosem sopranowym. Plejadę wykonawców zamykała Papagena – Elisabeth Schwarz – wdzięczna i świeża, ale co najwyżej szkolnie poprawna wokalnie. O ile realizacja sceniczna przeniesiona w czasy współczesne wypadła dosyć przekonująco i mogła w niejednym punkcie rozbawić (przekomicznie pokazano np. szkołę z internatem przy instytucie Sarastra), o tyle wykonanie samej muzyki Wolfganga Amadeusza Mozarta, choć opatrzone najwyższymi atestami – dyrygent Nikolaus Harnoncourt i jego orkiestra dawnych instrumentów Concentus Musicus Wien – nie zawsze pasowało do całości. Piękne frazy niekiedy brzmiały w wykonaniu dętych blaszanych zbyt ostro i krzykliwie, miejscami zawodziła intonacja dętych drewnianych. Ale do dyskomfortu wrażeń słuchowych dołożyły się też zapewne zakłócenia w transmisji satelitarnej, bowiem niżej podpisana odbierała Czarodziejski flet z Salzburga w sali warszawskiego Multikina. Przez prawie cały pierwszy akt obraz wyprzedzał o ułamek sekundy dochodzący do głośników dźwięk, co zdradzały poruszające się asynchronicznie usta śpiewaków. Zresztą był to dźwięk zbyt głośny przesterowany, co w przypadku muzyki Mozarta można uznać za grzech śmiertelny. Poprawnie, współcześnie a nie „historycznie”, śpiewał natomiast Chór Opery Wiedeńskiej przygotowany przez Ernsta Raffelsbergera. Śpiewał, jak należy, czyli piano. Joanna Tumiłowicz |
|||
Maestro jest tytułem jakim honoruje się najwybitniejszych muzyków wirtuozów dyrygentów śpiewaków i nauczycieli. Właśnie im oraz podążającym za ich przykładem artystom poświęcona jest ta strona |
|||
2006 Copyright © Wiesław Sornat (R) All rights reserved MULTART |