Przegląd nowości

„Kawaler z różą” Straussa w Opéra du Rhin w Strasburgu

Opublikowano: wtorek, 26, czerwiec 2012 22:17


 

Trzyaktowa komedia liryczna Kawaler z różą (Der Rosenkavalier) Richarda Straussa z librettem Hugo von Hofmannsthala, wykreowana w styczniu 1911 roku w drezdeńskiej Semperoper, jest jeszcze dzisiaj dziełem w równej mierze krytykowanym, co wręcz uwielbianym przez licznych miłośników opery. Krytykowanym i pogardzanym przez tych, którzy uważają, że niemiecki kompozytor sprzeniewierzył się w nim awangardowym jak na ówczesne czasy osiągnięciom z jego powstałych nieco wcześniej oper: Salome (1906) i Elektra (1909).

Kawaler,Strasburg 1

Uwielbianym zaś przez osoby potrafiące docenić nieprawdopodobną i unikalną spójność zachodzącą tutaj pomiędzy tekstem libretta i warstwą muzyczną, co przecież w sztuce lirycznej udaje się nader rzadko. Zapewne dlatego każda inscenizacja wspomnianej opery przyciąga tłumy widzów, co również teraz ma właśnie miejsce w Opéra du Rhin, której dyrekcja powierzyła przygotowanie nowej wersji Kawalera z różą dyrygentowi Marko Letonja i reżyserce Mariame Clément, cieszącej się w Strasburgu dużą popularnością za sprawą prezentowanych na tej scenie w minionych latach jej niezwykle udanych realizacji Pięknej Heleny Offenbacha (2006), Werthera Masseneta (2009) i Platée Rameau (2010).

Kawaler,Strasburg 2

Clément przyznaje, że sposób w jaki zazwyczaj ukazuje się Kawalera z różą, narzucający niemalże automatycznie widoki mieszczańskich salonów Wiednia, wraz z przypisanymi tamtej epoce symbolami i kodami, stanowi dla niej trudną do pokonania przeszkodę. Dlatego wraz ze współpracującą z nią już od wielu lat niemiecką scenografką i autorką kostiumów Julią Hansen postanowiła zerwać z krępującą ją tradycją i nakreślić odmienne perspektywy interpretacyjne i wizualne. Przeanalizowała też na nowo zachodzące pomiędzy wszystkimi bohaterami relacje i spróbowała ukazać  je w odmiennym niż do tej pory to czyniono świetle.


 

Według niej głównym protagonistą dzieła jest pozbawiony wykwintnych manier i wciąż „polujący” na cnotę młodych dziewcząt podstarzały hrabia Ochs (prowizoryczny tytuł opery brzmiał wszakże Ochs auf Lerchenau) gotowy poddać się słodkiej iluzji o własnym, oddziałującym oczywiście na wszystkie kobiety świata uroku, a jednocześnie popadającym we wzbudzającą współczucie widza melancholię. Clément pokazuje podobieństwo zachodzące pomiędzy tym podstarzałym bufonem i również znajdującą się w „jesieni życia” oraz poddającą się przypływom melancholii Marszałkową, osobę patrzącą trzeźwo na swoje położenie i nie traktującą siebie nazbyt serio. Z kolei Oktawian przypomina hrabiego Ochsa z okresu jego młodości i możemy podejrzewać, że podobnie jak Ochs stanie się kiedyś takim żałosnym i zarozumiałym zalotnikiem.

Kawaler,Strasburg 3

I właśnie ta odwieczna historia posuniętego już w latach zbereźnika, który za wszelką cenę usiłuje poślubić niewinne dziewczę, w czym ostatecznie przeszkadza mu wkraczający w odpowiednim momencie młodzieniec, podsunęła reżyserce pomysł rozegrania całej akcji w konwencji commedia dell’arte. Zrezygnowała ona zatem z monumentalnych dekoracji, wystawnych wnętrz i atrybutów przepychu wiedeńskich salonów zastępując je przywołującymi teatr objazdowy drewnianymi podestami i zręcznie wykorzystywanymi zasłonami. W tej skromnej i ograniczonej do minimum scenografii jedynie atrakcyjne i utrzymane w osiemnastowiecznym stylu kostiumy przypominają o kontekście czasowym, w jakim osadzona jest opera Straussa. Problem polega jednak na tym, że wprowadzenie na scenę postaci Arlekina, który gestami clowna „napędza” akcję, zakrycie twarzy niemalże wszystkich drugoplanowych wykonawców włoskimi maskami karnawałowymi czy ilustrowanie całej historii pantomimą wprowadza do przedstawienia duży zamęt i tak naprawdę nie wnosi niczego nowego, a dublowanie narracji utrzymanymi w komediowym stylu scenkami choreograficznymi staje się na dłuższą metę nieco nużące i szczerze mówiąc zbędne.


 

W dodatku wypełnienie całego pudła scenicznego przesuwanymi zasłonkami znacznie ogranicza jego przestrzeń, a tym samym uniemożliwia wszystkim solistom swobodne poruszanie się i często utrudnia zrozumienie ich niektórych działań. Na szczęście Clément potrafi doskonale ustawić całą grę aktorską i to w dużej mierze ratuje sytuację. Zaskakuje też nas niejednokrotnie celnymi pomysłami: na przykład pojawiająca się na początku i na końcu przedstawienia sylwetka mocno już starszej Marszałkowej, która wolnym krokiem przemierza scenę podpierając się laską. Czyż potrzeba jeszcze bardziej wymownego symbolu upływającego czasu?

Kawaler,Strasburg 4

Niezależnie bowiem od tego, że mamy tu pozornie do czynienia z wypełnioną scenkami o lżejszym charakterze komedią, to w gruncie rzeczy traktuje ona o poważnym, a nawet dramatycznym problemie przemijania i związanymi z procesem starzenia się dylematami i rozdarciami. Kiedy pod koniec pierwszego aktu usiłująca powstrzymać bieg czasu - i tym samym przytrzymać przy sobie drogiego jej sercu Oktawiana - Marszałkowa zatrzymuje w domu wszystkie zegary, uśmiech zamiera nam na ustach.

Kawaler,Strasburg 7

Pod względem wykonawczym Kawaler z różą nastręcza wykonawcom wiele trudności, zastawia na nich liczne pułapki i stawia wyjątkowo wygórowane wymagania. Pod tym jednak względem wszyscy uczestnicy omawianego przedsięwzięcia artystycznego stają na wysokości zadania dostarczając nam wielu wspaniałych przeżyć. Zamyślona, szlachetna, zrezygnowana, ale i podchodzącą z dystansem do życia Marszałkową jest poruszająca swą emanującą wrażliwością osobowością sceniczną Melanie Diener, która pomimo pewnych oznak słabości w górze skali imponuje wokalną dojrzałością i wyczuwalnym doświadczeniem.


 

Michaela Selinger jako Oktawian porywa swą promieniującą młodzieńczością, miłosnym zapałem i pewnością w prowadzeniu ciekawie brzmiącego mezzosopranu. Podoba się też austriacka sopranistka Daniela Fally, w której interpretacji Zofia nie jest już głupiutkim i naiwnym podlotkiem, lecz dążącą do jasno wyznaczonego celu młodą kobietą. Podobnie zresztą jak baron Ochs w wydaniu Wolfganga Bankla zyskuje bardzo ludzki wymiar pokazując raz jeszcze, że pod mylącymi pozorami kryje się zupełnie inna, często bardziej złożona rzeczywistość. Poza nimi na uwagę zasługują też Verner Van Mechelen (Faninal), Sophie Angebault (Marianna), Hilke Anderson (Annina), Enrico Casari (Valzacchi) oraz świetnie przygotowany przez Michela Capperona chór i prowadzony przez Philippe’a Utarda zespół dziecięcy.

Kawaler,Strasburg 6

Realizacja partytury Straussa nie należy do łatwych zadań, chociażby ze względu na stale podlegające zmianom tempo, trudności w utrzymaniu równowagi pomiędzy zwiewnym i lekkim charakterem dzieła i jego poważniejszą treścią. Trzeba też posiadać wyczucie stylu parlando (odmiennego od recytatywu) i umiejętność wydobycia całej zawiłości polifonicznej, w której spośród stale się przeplatających głosów należy przejrzyście wyodrębniać główną melodię. Mając na względzie te wszystkie imperatywy interpretacja Marko Letonja zasługuje na szczere wyrazy uznania. Ten były student Otmara Suitnera w Konserwatorium Wiedeńskim bezbłędnie wyczuwa specyficzny styl dzieła, fantastycznie prowadzi wszelkie wywodzące się od wiedeńskiego walca fragmenty - pamiętając, że walc pełni u Straussa również i dramaturgiczną funkcję - a jego sposób prowadzenia Orchestre Philharmonique de Strasbourg cechuje niebywała plastyczność, szeroki oddech i rozmach, przy jednoczesnym uwypuklaniu intrygujących tematów, motywów i mieniących się wieloma odcieniami subtelności instrumentacyjno-fakturalnych.
                                                                                                       Leszek Bernat