Przegląd nowości

Hamlet nad otwartym grobem

Opublikowano: niedziela, 03, czerwiec 2012 16:46

W sobotę 26 maja Teatr Wielki w Poznaniu wystawił Hamleta, mało znaną operę Ambroise Thomasa, kompozytora również już zapomnianego, która miała swoją prapremierę 9 marca 1868 roku w Paryżu. Nie była to też, jak podano w programie, polska premiera tej opery, ta miała miejsce w 1895 roku na scenie Opery Warszawskiej, dzieło wystawiono dla Matti Battistiniego.

Hamlet 1

Drugi raz wystawiono Hamleta w Operze Lwowskiej w 1904 roku z Konradem Zawiłowskim w roli tytułowej. Jak widać początkowo opera cieszyła się nawet sporą popularnością, ale starczyło jej zaledwie na kilkanaście lat, po czym popadła w zupełne zapomnienie. Przypomniano sobie o niej w latach siedemdziesiątych, ale jak dotychczas, mimo, że jej libretto wywiedziono z szekspirowskiego dramatu, nie osiągnęła większej popularności na światowych scenach. I chociaż poznańska inscenizacja mnie nie zachwyciła, to jej muzyczny i wokalny poziom dają dużą satysfakcję.

Hamlet 2

Reżyser Ignacio Garcia podzielił pięcioaktową operę na dwuczęściowe, ponure i spowite mrokiem, przedstawienie rozegrane na cmentarzu, którego głównym punktem jest otwarty grób ojca Hamleta. To wokół niego toczy się cała akcja. Przez pięć aktów jedyną zamianą w oszczędnej scenografii autorstwa Tiziano Santiego jest to, że w miarę postępu akcji przybywa na scenie cmentarnych rekwizytów. Pierwsza część okazała się wręcz nudna i bardzo statyczna.


Widać było, że reżyser nie bardzo ma pomysł na poprowadzenie bohaterów dramatu, a operowanie chórem w scenach zbiorowych przysporzyło mu sporo kłopotu. Trochę inaczej było w drugiej części przedstawienia, które nabrało nieco większej dynamiki, dramaturgicznej wyrazistości i wartkości. Nie zmienia to jednak zasadniczej oceny, a ta, szczególnie w warstwie inscenizacyjnej, wysoka nie jest. O choreografii Iwony Pasińskiej można powiedzieć, nieciekawa i nie wnosiła do spektaklu niczego interesującego. Podobnie jak kostiumy Magdaleny Dąbrowskiej, które trudno zaliczyć do teatralnie efektownych.

Wysoką temperaturą premierowego wieczoru utrzymywali od początku do końca Joanna Moskowicz w roli Ofelii i Giuseppe Altomare jako tytułowy Hamlet. Moskowicz stworzyła bardzo sugestywny obraz kruchej i zwiewnej dziewczyny, która w efekcie przeżyć popada w obłęd. Płynne legato, precyzja koloraturowych pasaży szła w parze z dobrze wyważoną dynamiką i subtelnie brzmiącymi pianami oraz łatwością osiągania wysokich dźwięków. Jej kreacja budowana właściwą dramaturgią oraz ekspresją miała odpowiednie napięcie emocjonalne i siłę wyrazu. Koloratura nie była w jej przypadku czystym popisem technicznej sprawności, ale służyła pogłębieniu - i dopełnieniu - dramatu głównej bohaterki.

Hamlet 3

Czego najpełniej dowiodła w wielkiej scenie obłędu z IV aktu, Całą kreację odbierało się jako autentycznie prawdziwą. Z kolei Altomare zaprezentował interesujący baryton o wyrównanym w każdym rejestrze brzmieniu. Jego Hamlet był pełen pasji i determinacji w zmierzaniu do upragnionego celu wymierzenia kary za zabójstwo ojca. Umiejętnie też budował narastanie dramatycznego napięcia swojego bohatera. Szkoda tylko, ze w obu przypadkach miałem wrażenie, że soliści bardziej szli tropem własnych przemyśleń niż byli prowadzeni przez reżysera. Sprawiło to że ich bohaterowie byli jednowymiarowi i niemal zupełnie pozbawieni szekspirowskiej głębi. W pozostałych rolach z powodzeniem wystąpili Galina Kuklina (Gertruda) i Patryk Rymanowski (Klaudiusz).

Tadeusz Kozłowski sprawujący kierownictwo muzyczne premiery z właściwą sobie starannością przygotował orkiestrę i prowadził premierowe przedstawienie.

Sumując wypada stwierdzić; tyle jest pięknych oper, które jeszcze nie zaistniały na polskich scenach, a nam serwuje się Hamleta, który arcydziełem nie jest.

                                                                                  Adam Czopek