Przegląd nowości

"Halka" w Krakowie

Opublikowano: środa, 21, grudzień 2011 15:30

Gdyby sądzić po najnowszej inscenizacji wyreżyserowanej przez Waldemara Zawodzińskiego na scenie Opery Krakowskiej to stara poczciwa Moniuszkowska Halka wyprana w scenografii skrzętnie z góralskich i szlacheckich atrybutów wywędrowała w nieznane rejony. Na scenie królują plastik,  neony i kolorowe światła oraz lustrzane powierzchnie odbijające światło reflektorów i zarysy postaci. Ogród Stolnika zamieniono w labirynt, nad którym wisi potężna ćma zwana trupią główką?!

Z kolei III akt zdobny w kościelne witraże rozegrany został na niemal pustej przestrzeni scenicznej. Jedynym rekwizytem tej sceny jest potężny wiszący krzyż pod którym Jontek śpiewa swą najbardziej znaną arię. Ostatniej scenie towarzyszył potężny pięcioczęściowy ołtarz (kopia Zwiastowania Martiniego, z 1333 roku), przed którym dokonuje się tragedia Halki, która w finale tradycyjnie nie skacze ze skały do rzeki. Najpierw podnosi ją w górę podnośnik zapadni, następnie otaczająca ją scena zjeżdża do podscenia by po chwili wyłonić się z powrotem, ale jednocześnie zapadnia z Halką zjeżdża w dół, co ma symbolizować jej samobójczy skok w nurty rzeki. Trochę tego wszystkiego za dużo jak na potrzeby jednej inscenizacji Halki. W kostiumach również spore zamieszanie!


Zastosowana przez reżysera symbolika budzi jednak w kilku miejscach pytanie: po co, lub dlaczego? Już podczas uwertury pojawia się na scenie grupa kościelnych purpuratów i zasiada po lewej stronie proscenium, w tym samym czasie prawe proscenium zajmuje grupa ubranych na czarno starszych kobiet. W drugim akcie ogrodowy labirynt sprawił, że kluczowa dla akcji scena wypędzenia Halki i Jontka zupełnie została pozbawiona swojej dramatycznej wymowy. No i ta potężna ćma, mająca symbolizować samounicestwienie głównej bohaterki. Wreszcie statyczny orszak ślubny, który niczemu nie służy, ślub - w domyśle - odbywa się za sceną.

Jednocześnie trzeba przyznać, że reżyser jest dość konsekwentny w swoich działaniach stworzenia przedstawienia o uniwersalnym przesłaniu. Żadnego dworu Stolnika, ogrodu, ławki, górskiego horyzontu, czy innego rekwizytu. Pozostaje otwarta przestrzeń, ludzie, ich emocje i dramaty. Mam wrażenie, że w tej inscenizacji najbardziej liczy się człowiek, stąd reżyseria nastawiona na stworzenie wyrazistego studium ludzkich charakterów. Janusz, młody człowiek mocno przestraszony sytuacją, nad którą zupełnie przestał panować.

Ślepo zakochana Halka przechodząca od stanu najwyższego szczęścia w spotkaniu z Januszem, do chwil zwątpienia i niepokoju podczas oczekiwania na spotkanie z nim, później rezygnacji i narastającego szaleństwa, które w finałowej scenie znajdzie swoje apogeum. Zakochany bez wzajemności Jontek, trochę obrońca, trochę niespełniony i odrzucony kochanek. Wreszcie nieco cukierkowata Zofia jakby nieświadoma rozgrywającego się na jej oczach dramatu i jej dystyngowany ojciec zapatrzony we własny szlachecki świat.



Przyznać należy, że śpiewacy z pasją realizowali postawione przed nimi przez reżysera zadania aktorskie. Największy sukces w tym względzie odnieśli Ewa Biegas i Tomasz Kuk. Ona stworzyła przejmującą kreację aktorską nastawioną na pokazanie stanu emocjonalnego swojej bohaterki w każdym momencie opanowującego ją dramatu. Jej Halka mieni się całą paletą prawdziwych emocji.

Kreacja aktorska Ewy Biegas została podparta równie interesującą kreacją wokalną, w której zaprezentowała wszystkie walory swojego głosu pełnego mocy i blasku oraz dramatycznych tonów tam, gdzie wymagała tego akcja. Tomasz Kuk w partii Jontka nie tylko pięknie zaśpiewał swoją partię, ale równie dobrze ją zrealizował pod względem aktorskim. Słowa uznania należą się Aleksandrowi Telidze za wyrazistą kreację Stolnika. Poprawnym Januszem był Stanisław Kufluk, który zastąpił chorego Mariusza Kwietnia. Natomiast Krzysztof Dekański w roli Dziemby okazał się obsadową pomyłką. Dla pełnego obrazu premiery należy jeszcze wspomnieć o tym, że interesująco wypadły sceny taneczne, polonez i mazur i pierwszym akcie oraz wyjątkowo dynamicznie poprowadzone tańce góralskie. Autorką choreografii jest Janina Niesobska.

Muzyka Moniuszki pod wytrawną batutą Łukasza Borowicza płynie szerokim wartkim strumieniem. Jednocześnie należy podkreślić dbałość o precyzję ansambli i właściwe proporcje brzmienia orkiestry i solistów. W jego ujęciu była liryczna romantyczność muzyki i potęgujący się ze sceny na scenę dramatyzm.

                                                                                           Adam Czopek