Przegląd nowości

"Czarodziejski flet" w Hamburgu

Opublikowano: poniedziałek, 26, styczeń 2009 01:00

W hamburskiej operze wciąż można zobaczyć pierwszy Czarodziejski flet, który wyreżyserował Achim Freyer. Tę operę ma w swoim repertuarze Hamburgische Staatsoper od 1982 roku. Ale podobnie jak Cyrulik sewilski w reżyserii nieżyjącej już Ruth Berghaus z berlińskiej Staatsoper Unter den Linden, do której w 1968 r. Freyer zaprojektował scenografię, spektakl się w ogóle nie starzeje. Estetyka i dramaturgiczne rozwiązania reżysera są tak uniwersalne, że egzystują poza czasem, który zazwyczaj jest bezlitosny dla teatru.

Image

Przedstawienie zaczyna się już w foyer. Zanim wszyscy widzowie wygodnie usiądą w fotelach mogą spotkać najrozmaitsze stwory, które zaludniają ten quasi-bajkowy świat: białą pumę-elegantkę, dworskiego lwa, nietoperza z kaskiem na głowie, krokodyla-krwawego rzeźnika, świnię-strojnisię czy królewskiego rekina. Tutaj nic nie jest na serio, ale też wszystko jest jakby z innej bajki: ciekawe, ale dziwne, trochę przerażające, lecz nie do końca straszne, ale też nie ma tu też nic po Disneyowsku upiększonego i ugłaskanego.


 

To wyimaginowany świat, który zdumiewa i fascynuje. Po przepołowieniu totemu, stojącego w foyer, w poszukiwaniu przygód w bajkowy świat wyrusza Tamino, którego gra Benjamin Hulett. To jeszcze chłopiec w tenisówkach i z marynarskim kołnierzem! Za nim jak zaklęta stoi aż do rozpoczęcia opery uśmiechnięta Pamina - Julia Sukmanova zastępująca chorą koleżankę, ubrana w prostą czarną sukienkę z wielkim czerwonym sercem (mniejsze serduszko ma na kieszonce marynarki Tamino).

Image

Kreatywność Freyera widać na każdym kroku i jego artystyczna wrażliwość uzewnętrznia się w każdym materiale użytym na scenie. Prostota i primordialność są tu najważniejsze. Jak przystało na ucznia Brechta, Freyer niczego nie ukrywa, wręcz odwrotnie wciąż zwraca uwagę na teatralność, sztuczność, immanentną zabawę w teatr. Właściwa scena, gdzie większość akcji się toczy, to w zasadzie specjalnie skonstruowane podium ustawione pośrodku otworu scenicznego z prostymi drewnianymi belkami, do których przymocowane są błyskawice; i na które w razie konieczności będzie mógł się wspiąć wystraszony Papageno (Dominik Köninger). Na scenę, z otworu orkiestry, prowadzą trzy drabiny, a tam, gdzie kiedyś znajdowała się budka suflera, Freyer umieścił suflera z partyturą, któremu włożył na głowę kolorową papugę. Podłoga pokryta jest tkaniną z siecią różnokolorowych, magicznych linii.


 

Z tyłu stoi żółto-czarny totem z prehistorycznym półksiężycem - na nim ukazywać się będzie Królowa Nocy (Petya Ivanova), dominująca nad pozostałymi postaciami.

Image

Jeszcze ciekawiej Freyer rozwiązał postać Sarastro (bas Georg Zeppendfeld), który ukazuje się na wielkim tronie w pomieszczeniu, którego ściany pokryte są magicznymi ideogramami. Sam Sarastro to gigantycznych rozmiarów marioneta, której ogromych rozmiarów lewa dłoń (prawie 2-metrowa!) wydaje się żyć własnym życiem, każdy palec rusza się z osobna, a w zasadzie dłoń jest sprawnie animowana tylko przez jednego aktora.


 

Komizmu nie mogło zabraknąć w spektaklu, ale nie tylko przepisowo Papageno i Papagena wpisani w konwencję commedii dell'arte. Parte mówione trzech Niewolników, których grali: Jürgen Stahl, Christian Bodenburg i Jürgen Ohneiser, były rewelacyjnie rozpisane na trzy różne dialekty niemieckie. Wyglądali też wyjątkowo zabawnie jak smerfowe osiłki, bo są cali niebiescy, łącznie z twarzą i głową, z podwatowanymi mięśniami, a na nogach mieli białe gumowce.

Image 

Natomiast dwaj Mężowie w zbrojach, których grali Peter Galliard i Kyung-Il Ko, smaczku dodawali imitując akcenty obcokrajowców. W efekcie końcowym jest to faktycznie zabawny spektakl, w którym Freyer poprzez estetykę notorycznie podważa i reafirmuje teatralność spektaklu operowego.

                                                                                   Ewa Kara