GaleriaT. Shebanova gra - Pory roku Czajkowskiego
Wydarzenia |
Szukaj w Maestro |
||
|
|
||
Przegląd nowości"Diabły z Loudun" w pierwszym, własnym gmachu Opery Krakowskiej
Strona 2 z 3 Romuald Loegler, projektant krakowskiego budynku w mojej pamięci za widownię Filharmonii w Łodzi również komplementów nie dostanie. Aczkolwiek w krakowskiej sali, w amfiteatrze akustyka jest całkiem znośna. Z balkonów spektaklu nie oglądałem, więc żadnej opinii tu nie wyrażę. Chcąc na spektaklach operowych bywać w Krakowie, nikt nie ma innego wyboru, trzeba tę widownię polubić, albo, choćby bez wstrętu akceptować. Mowy powitalne i dziękczynne wygłaszał dyrektor Bogusław Nowak. Były miłe i niezbyt długie. Chwała mu za to, chociaż jednego mógł nam oszczędzić, mianowicie fatalnego artystycznie odtworzenia pieśni Śnić sen, najpiękniejszy ze snów. Tylko treść była właściwa, bowiem sen przestał być marzeniem i Opera swoje lokum ma na jawie. Przybyli na uroczystość otwarcia najważniejsi władcy kultury w kraju i administracji w regionie także przemawiali, także krótko i lecz treściwie. Metropolita Krakowski, kardynał Dziwisz z ujmującą skromnością powiedział kilka zdań i operę poświęcił. Najbardziej trafnym posunięciem był dobór repertuaru na inaugurację nowej polskiej sceny operowej. Znakomity polski kompozytor, Krzysztof Penderecki z Krakowem jest związany od czasu studiów w ówczesnej Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej. Po latach w tej samej uczelni przez 15 lat pełnił funkcję rektora (1972-87). Napisał 4 opery, z których jedynie Rajuutraconego w Krakowie nie wystawiano. Poprzednio Król Ubu zrealizowała Ewa Michnik (1993), a Kai Buman Czarną maskę (1998). Zatem pierwsza w kolejności opera (1969), Diabły z Loudun była najbardziej godnym dziełem i to pokazanym w stosownym czasie. Lecz jest to dopiero początek komplementów, gdyż Andrzej Straszyński z należytym pietyzmem operę przygotował i zaprezentował. Orkiestra grała bajecznie pięknie z zachowaniem należytych relacji pomiędzy kanałem orkiestrowym i sceną. Na scenie królowały sytuacje logicznie inscenizowane przez Laco Adamika. Wprawdzie akcja dzieje się we Francji w XVII wieku, to reżyser dla współczesnej publiczności rozgrywał ją zupełnie czytelnie. No może jak na nasze przyzwyczajenia nieco eksperymentalnie wypadła scena nagiego mężczyzny paradującego po scenie za równie gołą niewiastą. Ale czyż nie takie mogły być schizofreniczne wizje Joanny, choćby w odniesieniu do Grandiera? W moim odczuciu umiarkowana nowoczesność reżysera u nikogo nie powinna budzić kontrowersji, nawet u widza o skrajnie radykalnych poglądach. Z jednej strony odnosi się do epoki, w której torturowano ludzi i palono na stosie, stosowano egzorcyzmy i wyganiano demony. Z drugiej dobitnym budowaniem charakterów poszczególnych postaci oraz ruchem scenicznym i kostiumem pobudza wyobraźnię. Laco Adamik ustrzegł się cytowania dawnych czasów, znanych jedynie z rycin, a jednak, także dzięki polskiej wersji językowej, zachował historyczne tło. Na nim pokazuje wszelkie emocje targające bohaterami, ich zawistne intrygi, których ofiarą padnie Bogu ducha winny wikary parafii św. Piotra. Jeśli mógłbym czegoś żałować, to tylko braku płomieni podczas egzekucji, Urbana Grandiera. W tym widowisku raczej udusił się w dymie.
|
|||
Maestro jest tytułem jakim honoruje się najwybitniejszych muzyków wirtuozów dyrygentów śpiewaków i nauczycieli. Właśnie im oraz podążającym za ich przykładem artystom poświęcona jest ta strona |
|||
2006 Copyright © Wiesław Sornat (R) All rights reserved MULTART |