Przegląd nowości

Wesoła wdówka w Teatro alla Scala

Opublikowano: czwartek, 11, grudzień 2008 01:00

18 listopada odbyło się już ostatnie przedstawienie Wesołej wdówki w La Scali. Powodem odwołania pozostałych trzech spektakli była groźba ich zerwania przez związek zawodowy FIALS, zrzeszający prawie połowę chóru i orkiestry. Już miesiąc wcześniej trzy ostatnie przedstawienia baletu Dama kameliowa z muzyką Fryderyka Chopina w reżyserii amerykańskiego choreografa Johna Neumeiera zostały odwołane z tego samego powodu. W sumie ściągnięcie z afisza aż sześciu spektakli w tak krótkim czasie spowodowało straty ok. 600 000 euro. Dyrekcja La Scali od dawna nie może się porozumieć ze swoimi pracownikami, domagającymi się zwiększenia zarobków lub protestującym przeciwko zmianom warunków pracy (np. zmniejszeniu garderób). A związkowcy nie na darmo zdecydowali się walczyć o swoje prawa wybierając inscenizację, która gwarantuje sukces. Naturalnie podkasana muza, czy jak w tym przypadku operetka w najlepszym wydaniu, zapewnia pełną widownię, szczególnie widownię chłonną nowych wrażeń.

Image

Pier Luigi Pizzi - reżyser i scenograf tej historycznej Wesołej wdówki, bo pierwszej w historii La Scali operetki - przeniósł akcję w lata 30. XX wieku, używając głównie stylizowanych kostiumów i elementów scenografii. Ale baza dekoracji była bardzo współczesna i minimalistyczna: czarna i lśniąca podłoga, czarne schody oraz lustra portalu i tylnej ściany. Tak skonstruowana przestrzeń była nie tylko funkcjonalna, ale zarazem jej refleksywne powierzchnie zwielokratniają ją stwarzając wrażenie splendoru i przepychu, który tak naprawdę był bardzo efektywnie pomyślany.


 

Charakterystycznymi gigantycznych rozmiarów rekwizytami były gabloty muzealne, łóżko i wazony z celuloidowymi kwiatami. Na dodatek Pizzi bardzo oszczednie używa koloru utrzymując całość przedstawienia w biało-czarnej tonacji, uzupełniając ją kostiumami czy rekwizytami w odcieniach jednego koloru.

Image

Ciekawym pomysłem było wykorzystanie narracji Toma Stopparda, którą brytyjski dramatopisarz napisał do Wesołej wdówki na zamówienie festiwalu w Glyndebourne w 1993 roku. Tekst jest pełen subtelnego humoru, podrasowanego rzadko spotykaną eurudycją autora: "Swoja drogą, jak z twoim niemieckim? Cóż, to nie ma znaczenia..." czy później: "Nie rozumiem jak umysł kobiety działa w większości przypadków, ale umysł mężatki, która flirtuje jest już całkowitą tajemnicą. Najpierw ona kazała mu pokochać Madame Glawari. On zaprotestował. Ona nalegała. On się poddał. Ona odwołała. On się wycofał. Ona znowu swoje. On zrobił, co ona chciała. Ona się dąsała".


 

Znany mediolański manszard i postać telewizyjna Philippe Daverio, który wcielił się w postać prowadzącego narracje kancelistę poselstwa Pontevedry Niegusa, dosyć swobodnie potraktował tekst Stopparda, rozbudowywując czy to zmieniając. Na przykład, komentarz "Wachlarz w Wesołej wdówce gra taką samą rolę jak chustka w Otellu, choć pewnie łatwo zauważyć różnice, szczególnie u Verdiego, u którego wszystko brzmi gorzej niż w rzeczywistości", który by nie przeszedł bez zgrzytów wśród publiczności włoskiej, Daverio zastąpił równie trafnym skojarzeniem ze sztuką Oscara Wilde'a Wachlarz lady Windermere. Niestety pomysł użycia mikrofonu, wpiętego w jego koszulę, uważam za wysoce chybiony, bowiem efekt zniekształconego głosu był rażącym zgrzytem. Ewidentnie dyrekcja musi zainwestować w sprzęt lub zaangażować artystę, który poradzi sobie z akustyką sali.

Image

Już specjalnie do spektaklu zaprojektowana kurtyna z paneli lustrzanych zapowiada, że i publiczność będzie wciągnięta do zabawy, jeśli nie przez bezpośrednie zwroty do publiczności Niegusa, to przynajmniej poprzez odbijające twarze widzów. Ze zwykłej publiczności Pizzi zamienił ich w gości balu u Barona Zety (austriacki baryton Wolfgang Bankl) czy u Hanny Glawari (amerykańska sopranistka Nancy Gustafson). Reżyser również często umieszczał bohaterów operetki poza proscenium, przedłużając scenę poza orkiestrę. Tu przechadzał się wprowadzający w tajniki operetki Niegus, tu Hanna rozmawiała z hrabią Daniło Daniłowiczem (młody austriacki baryton Mathias Hausmann), czy tutaj gryzeldki tańczyły kankana. Ten prosty zabieg służył zniwelowaniu czwartej ściany, pozwalał na bezpośredni kontakt śpiewaków z widzem, oraz nadawał swobodę i zarazem intymność spektaklowi.
 
Niestety wszystko na próżno, bowiem efekt końcowy był po prostu przeciętny. Ciekawe pomysły dramaturgiczne i rozwiązania reżyserskie nie pomogły i spektakl okazał się zaledwie rewią. Numery taneczne – a jest ich w Wesołej wdówce całkiem sporo, bo aż 25: od galopu i polki, przez mazurek i walc, do czardasza i kankana – przeplatała muzyka w wykonaniu przystojnej pary jaką – pomimo różnicy wieku – byli Nancy Gustafson i Mathias Hausmann. Niemniej jednak zabrakło im chemii, co szczególnie było widać w ostatniej najbardziej znanej arii z operetki Lehara "Usta milczą, dusza śpiewa". Na dodatek nawet orkiestra pod batutą izraelskiego dyregenta Ashera Fischa nie przyszła w sukurs śpiewakom. Mimo wszystko publiczność się świetnie bawiła przy muzyce Franza Lehara, podczas tego historycznego wydarzenia, podnoszącego rolę operetki do rangi sztuki elitarnej.
 

                                                                                 Ewa Kara