W przeciwieństwie do zawierającego ostrą krytykę ówczesnego społeczeństwa tekstu Ostrowskiego, libretto Janaczka kładzie przede wszystkim akcent na indywidualny dramat tytułowej protagonistki. Przypomnijmy, że akcja opery rozgrywa się w roku 1860 w małym prowincjonalnym miasteczku Kalinowo, w którym panują bezlitosne prawa narzucone przez zdominowane przez mężczyzn środowisko.
Wydana siłą za mąż za żałosnego Tichona i znienawidzona przez tyraniczną teściową Katia zakochuje się w młodym Borysie, który z kolei cierpi z powodu swego despotycznego wuja Dikoja. Pragnąca uciec od trudnej do wytrzymania atmosfery otaczającego ją światka dziewczyna ulega w końcu rozpalonym namiętnościom, a następnie, dręczona wyrzutami sumienia, wyznaje publicznie swą niewierność. Aby uniknąć kolejnych poniżeń popełnia samobójstwo rzucając się w finale w nurt przepływającej nieopodal Wołgi.
Marthaler przenosi tę historię o cały wiek później, na przedmieścia Brna, w którym Janaczek wzrastał i w którym wykreował swoje dzieło. Scenografia współpracującej już od dawna z reżyserem Anny Viebrock przedstawia zniszczone, wstrętne i przygnębiające blokowisko, rodzaj anonimowego osiedla z okresu komunizmu.
Wysokie ściany z popękanym tynkiem, pożółkła tapeta ścienna, poprzyczepiane pineskami obrazki święte, poustawiane wzdłuż bloku kosze na śmieci i umieszczona po środku nędznego podwórka zniszczona i rzadko kiedy funkcjonująca fontanna skutecznie tworzą przytłaczającą atmosferę nieznośnej rzeczywistości.
Reżyser rezygnuje z wszelkich odniesień do natury, toteż gdy Katia wsłuchuje się w śpiew ptaków, marząc o tym, aby, tak jak one, móc się wznieść w górę, zgadujemy, że odbywa się to wyłącznie w jej odrywającej się od realiów wyobraźni. Nie znajdziemy też tutaj żadnego nawiązania do wzmiankowanej w libretcie rzeki, albowiem Wołgę zastępuje ta stale się psująca fontanna. Kiedy po raz pierwszy tryśnie z niej woda, to nastąpi to symbolicznie w momencie, kiedy wreszcie Katia zaznaje miłosnej rozkoszy z Borysem. Bo niezależnie od tego, że przyjdzie jej za to zapłacić najwyższą cenę, poprzez akt zdrady małżeńskiej otwiera się ona na życie i przełamuje wyniszczającą ją hipokryzję otoczenia.
Prostym, a zarazem niezwykle poruszającym wyobraźnię widza pomysłem jest umieszczenie z boku sceny ogromnej szafy, do której od czasu do czasu zaglądają bohaterowie opery, tak jakby w ich podświadomosci był to jedyny sposób na szukanie innych perspektyw i na oderwanie się od nieznośnej już rzeczywistości.
Podobnie mocnego znaczenia w warstwie symbolicznej przedstawienia nabiera łączący drugi i trzeci akt epizod, podczas którego krążący stale po scenie niewidomy starzec wybucha nagle przerażająco-sardonicznym śmiechem, zastępującym tutaj w pewnym sensie wspomnianą w libretcie burzę. A cóż dopiero powiedzieć o aż do bólu banalnej scenie samobójstwa Katii, umierającej nie na skutek spektakularnego rzucenia się w odmęty Wołgi, lecz żegnającej się z życiem w obskurnej fontannie? Widok odwróconych w tym tragicznym momencie twarzą do ściany ludzi staje się wymownym zwróceniem uwagi na bezduszną obojętność otoczenia wobec rozgrywającego się dramatu.
Podobnie jak we wspomnianych na początku przedstawieniach, tak i teraz śpiewająca partię Katii ciemnym i wywołującym ciarki na plecach sopranem Angela Denoke kreuje niezapomnianą i bulwersującą głęboką identyfikacją z tytułową postacią kreację. Nie zawodzi również amerykańska mezzosopranistka Jane Henschel obsadzona w świetnie jej już znanej roli Kabanichy. Obok nich występują jeszcze z powodzeniem Donald Kaasch (Tichon), Jorma Silvasti (Borys), Ales Briscein (Kudriasz), Andrea Hill (Warwara) czy doskonale się prezentujący w drugoplanowej partii Kuligina polski baryton ze Szczecina Michał Partyka, który od 2009 roku doskonalił swoje wokalne umiejętności między innymi w Atelier Lyrique Opery Paryskiej.
Z poruszającą warstwą wizualna inscenizacji Christopha Marthalera bezbłędnie współgra przemyślana i konsekwentnie od początku do końca przeprowadzona interpretacja stojącego na czele Orchestre de l'Opéra de Paris Tomáša Netopila. Ten młody dyrygent potrafi wydobyć ze wspaniałej partytury Janaczka przygniatający słuchacza ładunek dramaturgiczny, liryczne porywy, nieokiełznaną zmysłowość czy po mistrzowsku przez kompozytora wykorzystywane akcenty folklorystyczne. Mamy tu zatem doprawdy do czynienia z wybitną kreacją, która z pewnością na długo pozostanie w pamięci wyraźnie wzruszonych widzów.