Przegląd nowości

Marc Minkowski interpretuje Symfonie londyńskie Józefa Haydna

Opublikowano: wtorek, 29, listopad 2011 01:00
Marc Minkowski cieszy się wśród polskich melomanów opinią najlepszego dyrygenta średniego pokolenia specjalizującego się w wykonawstwie muzyki dawnej. W 1982 założył w Paryżu zespół instrumentalny Les Musiciens du Louvre, który od 1996 zajmuje siedzibę w Grenoble i nazywa się Les Musiciens du Louvre-Grenoble, a w 2008 przyjął na pięć lat stanowisko dyrektora muzycznego orkiestry Sinfonia Varsovia. Początkowo nagrywał dla Erato, później dla Archiv Produktion - Deutsche Grammophon, od 2007 zaś dla francuskiej wytwórni Naïve.

Pomimo zobowiązań w Warszawie, Minkowski nadal występuje z Les Musiciens du Louvre-Grenoble. W kontekście ich wspólnych przedsięwzięć koncertowych warto zwrócić uwagę na poczwórny album prezentujący komplet Symfonii londyńskich Józefa Haydna, zarejestrowany podczas koncertów na żywo w Wiener Konzerthaus w czerwcu 2009. Haydnowska uczta zorganizowana przez Minkowskiego trwa blisko pięć godzin.

Image

Symfonie londyńskie Józefa Haydna uważa się za zwieńczenie jego bogatego dorobku w tym gatunku. Za ich pomocą kompozytor stworzył de facto traktat o tym, jaką formę powinna była mieć symfonia pretendująca do miana wzorcowej - z szybkimi częściami skrajnymi, liryczną częścią wolną i menuetem w części trzeciej. Wpisując się w żelazną konwencję epoki, Haydn nie omieszkał jednak kreować dzieł obfitujących w różnego rodzaju atrakcje skłaniające odbiorcę do żywych reakcji. Z tego powodu kochali go londyńczycy, wybaczając mu bezlitosne kaleczenie angielszczyzny.

Powstanie Symfonii londyńskich zawdzięczamy poniekąd inicjatywie Johanna Petera Salomona - osiadłego w Anglii niemieckiego impresaria, skrzypka i dyrygenta, a także organizatora londyńskich koncertów abonamentowych w Hanover Square Rooms. Po śmierci księcia Mikołaja Esterházy'ego podpisał on z Haydnem umowę opiewającą na przyjazd na Wyspy i zaprezentowanie skomponowanych na tę okazję utworów. Klasyk wiedeński odwiedzał miasto nad Tamizą dwukrotnie, w latach 1791-1792 oraz 1794-1795, za każdym razem święcąc triumfy.

Układ symfonii na omawianych krążkach odzwierciedla w pierwszym rzędzie kolejność ich powstania z dokładnością co do roku, a w drugim rzędzie - czyli w obrębie danego roku - kolejność chronologiczną ich prawykonań. Usłyszymy je w następującym porządku: Symfonia D-dur "Cud" Hob. I:96 (ukończona w 1791), Symfonia c-moll Hob. I:95 (1791), Symfonia D-dur Hob. I:93 (1791), Symfonia G-dur "Niespodzianka" Hob. I:94 (1791), Symfonia B-dur Hob. I:98 (1792), Symfonia C-dur Hob. I:97 (1792), Symfonia Es-dur Hob. I:99 (1793), Symfonia G-dur "Wojskowa" Hob. I:100 (1794), Symfonia D-dur "Zegarowa" Hob. I:101 (1794), Symfonia B-dur Hob. I:102 (1794), Symfonia Es-dur "Z werblem na kotłach" Hob. I:103 (1795) oraz Symfonia D-dur "Londyńska" Hob. I:104 (1795).


Interpretacje Marca Minkowskiego należą do nurtu wykonawstwa historycznie poinformowanego z czterech powodów. Po pierwsze dlatego, że muzycy z orkiestry grają na epokowych instrumentach lub ich kopiach. Po drugie, ze względu na skład zespołu, który jest zbliżony do składu preferowanego przez Haydna; Minkowski obsadził we wszystkich dwunastu symfoniach dwanaście pierwszych skrzypiec i trzy kontrabasy. Po trzecie, z tej prostej racji, że są to wykonania utrwalone podczas publicznych koncertów, w których kosztem autentyczności dyrygent zrezygnował ze studyjnej perfekcji. Po czwarte wreszcie, kapelmistrz ma odwagę eksperymentować i podążać za spontanicznością samego kompozytora, niemniej w przypadku Minkowskiego owa spontaniczność jest posunięta o krok do przodu. Otóż w Andante z Symfonii G-dur Hob. I:94 zwanej Niespodzianką słyszymy aż trzy repetycje pierwszego okresu, podczas gdy Haydn umieścił w partyturze tylko jedną. W kreacji francuskiego dyrygenta każda kolejna repetycja jest grana - zgodnie z zapisem nutowym - coraz ciszej; po pierwszym powtórzeniu jednak nie pojawia się charakterystyczne uderzenie w kocioł, a zamiast niego otrzymujemy pauzę generalną, aby po drugim powtórzeniu muzycy wydali przeraźliwy krzyk, który wzbudzi wśród publiczności jedynie salwę śmiechu.

Image

Wykonania Marca Minkowskiego urzekają nie tylko kreatywnością, ale również żywotnością i emocjonalnością. Każda z symfonii ma swój klimat, za każdą frazą kryje się inna historia, która zdejmuje z całego zbioru piętno opierającej się na rzemiośle klasycystycznej powtarzalności. W tej nastrojowej opowieści podziwiamy też paletę barw i odcieni, od aksamitnego i jasnego kwintetu do matowych i ciemnych aerofonów. Z jednej strony chylimy czoła potędze ich brzmienia, z drugiej strony uśmiechamy się na myśl o ich lekkości i bezpretensjonalności, a poniekąd i przaśności. Nawet Haydnowskie menuety okazują się być w ujęciu Minkowskiego swojskie i kreślone grubą kreską, zostawiając kojarzoną z francuskim menuetem dworskość daleko w tyle. Jeśli chodzi o aspekt techniczny, orkiestra z Grenoble jest dobra, aczkolwiek nie perfekcyjna. Czasem brakuje mi w jej grze artykulacyjnej precyzji i powiewu świeżego powietrza, uzmysławiającego, iż ponadsześćdziesięcioletni Haydn wciąż był młody duchem. A może tak naprawdę tylko takiego udawał, chcąc przypodobać się damskiej części publiczności? Bądź co bądź Minkowski niczego nie udaje. On po prostu jest. Po to, by porywać, wzruszać, zachwycać... i przestraszyć.

                                                                            Maciej Chiżyński (Res Musica)