Przegląd nowości

Wagner w Polsce, Polacy w Wagnerze

Opublikowano: poniedziałek, 28, listopad 2011 01:00
Utarło się przekonanie, że nie jesteśmy i nigdy nie byliśmy potęgą w dziedzinie wykonawstwa dzieł Ryszarda Wagnera, a one same nie cieszyły się na naszych scenach zbytnią miłością melomanów. Trudno o bardziej mylny pogląd! Teatry operowe Warszawy, Lwowa i Poznania w pierwszej połowie XX wieku, wcześniej również, miały w swoich repertuarach większość dzieł Wagnera, chętnie przez publiczność podziwianych.
 
Image
 
Najlepszym tego dowodem jest liczba przedstawień, jaką osiągały poszczególne dzieła. Szczególną miłością publiczności cieszyły się, i nadal się cieszą wczesne opery romantyczne: Holender tułacz, Tannhäuser, Lohengrin, które zawsze osiągały liczbę kilkudziesięciu spektakli w każdej inscenizacji. Niestety, wielkie spektakle wagnerowskie na polskich scenach w wykonaniu polskich artystów to wydarzenia już bardzo odległe, związane z okresem świetności Opery Lwowskiej w początkach XX wieku i Opery Warszawskiej za dyrekcji Emila Młynarskiego oraz bogatą międzywojenną historią Opery Poznańskiej.
 

Reszkowie dali dobry początek

Był to zarazem okres kiedy wielu naszych śpiewaków było prawdziwymi gwiazdami wagnerowskich przedstawień na najbardziej prestiżowych scenach świata, z nowojorską Metropolitan, mediolańską La Scalą, Operą Berlińską i Paryską na czele.

Dokonania Jana Reszke nie ustępowały w niczym osiągnięciom wielkiego Lauritza Melchiora. Reszke miał w repertuarze pięć partii: tytułowy Lohengrin, Zygfryd i Tristan, Zygmunt w Walkirii, Walter w Śpiewakach norymberskich oraz Zygfryd w Zmierzchu bogów. Bernard Shaw pisał, by nikt w Londynie nie pominął wyjątkowej okazji obejrzenia Jana Reszke jako Lohengrina, bo: mało jest prawdopodobnym, że drugi taki znajdzie się w naszej epoce. Z kolei Edward Grieg w swoich wspomnieniach pisze, że najwyższym szczytem do jakiego wzniosła się sztuka śpiewaka był Tristan w wykonaniu Jana Reszke. ... Jest tam wszystko: polot płomień, szlachetna i pełna prawdy gra dramatyczna i wspaniała kreacja wokalna. Jego Tristan nie skomli i nie wrzeszczy lecz śpiewa z najwyższą doskonałością - to fragment innej recenzji w pełni potwierdzającej wrażenia Griega.

Sława Felicji Kaszowskiej sięgała od Berlina, Paryża, Madrytu i Wiednia do Nowego Jorku. Na tych właśnie scenach podziwiano ją jako: Sentę, Wenus, Ewę oraz Frykę w Złocie Renu, Brunhildę w Walkirii, Gudrunę w Zmierzchu bogów. W rzymskim Teatro Costanzi śpiewała Izoldę pod batutą Pietra Mascagniego. Ceniono ją nie tylko za piękny głos i wspaniałą technikę, ale również za wysoką kulturę muzyczną i osobisty urok. Po jej paryskim występie Massenet napisał: Słuchajcie! Co za głos, jaki artyzm, jakie uczucie. Stefan Belina-Skupiewski w partii Tristana odnosił sukcesy, pod batutą Toscaniniego, na scenie La Scali. Aleksander Bandrowski był wagnerowskim tenorem o europejskiej sławie. Wanda Wermińska, jako Elza, Elżbieta i Zyglinda podbijała publiczność teatrów w Berlinie, Pradze, Rio de Janeiro i Buenos Aires. - Wanda Wermińska w roli Zyglindy była taką, o jakiej na pewno śnił sam Wagner. Niebywała siła głosu, jego gatunek, brzmienie, różnorodność frazowania arcymuzykalność. Słowem, jest to mistrzyni  w całym znaczeniu tego słowa - pisano na łamach La Nacion w 1946 roku w Buenos Aires. Do tego należy jeszcze dodać pamiętne kreacje Stanisława Gruszczyńskiego, któremu zdarzyło się nawet śpiewać partię Lohengrina i to w Operze Berlińskiej po ... polsku! Jak również Ignacego Dygasa, który rzucił na kolana publiczność w Parmie, Neapolu, Madrycie i Buenos Aires oraz Helenę Zboińską-Ruszkowską podziwianą na scenach Pragi, Paryża, Wiednia, Mediolanu i Madrytu.


Bayreuth nie dla nas

Tylko w jednym nie mieliśmy, i nadal nie mamy szczęścia - nigdy żaden z polskich artystów operowych nie wystąpił w znaczącej partii na Festiwalu Wagnerowskim w Bayreuth. Bracia Reszke, mimo wielokrotnie ponawianych zaproszeń, nie zdecydowali się wystąpić na tej sławnej scenie. Przyrzekli to ponoć zaprzyjaźnionej z nimi księżnej Walii, późniejszej królowej Aleksandrze. Innym po prostu tego nie proponowano. Pierwszą polską artystką jaka stanęła na scenie Festspielhausu była, obdarzona fantastycznym sopranem dramatycznym, Felicja Kaszowska, której kunszt wokalny w kreowaniu wagnerowskich bohaterek podziwiano i doceniano wcześniej w Wiedniu, Berlinie, Dreźnie, Nowym Jorku, Paryżu, Petersburgu i Madrycie. Do Bayreuth zaprosiła ją w 1901 roku Cosima Wagner. Kaszowska wystąpiła jako Brunhilda w cyklu Pierścienia Nibelunga pod batutą Siegfrieda Wagnera. Po niej była Alten Bella, którą mało kto kojarzył z Polską, bo cała jej kariera łącznie z okresem studiów związane były z niemieckimi uczelniami i scenami. Debiutowała w Lipsku w 1897 roku, jako Anusia w Wolnym strzelcu C. M. Webera, później podziwiano ją w Dreźnie, Berlinie, Monachium i Hamburgu.

Image

W Bayreuth wystąpiła w latach 1908-1909 jako Waldvogel (Leśny ptaszek) w Zygfrydzie i jedna z Cór Renu (Wellgunde) w Złocie Renu. W okresie międzywojennym, w 1925 roku, Maria Janowska zaśpiewała w Bayreuth partię Leśnego Ptaszka w Zygfrydzie i jedną z Dziewcząt - Kwiatów w Parsifalu. Co okazało się ostatnim na kilkadziesiąt lat polskich akcentem na tym festiwalu. Dopiero przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych przyniósł występy polskich śpiewaków w słynnym festiwalowym chórze, a muzyków w orkiestrze. Ponadto Alina Wodnicka wystąpiła w 1990 roku jako jeden z giermków Gurnemanza, następnego roku pojawiła się w gronie Dziewcząt - Kwiatów w Parsifalu. Warto też wspomnieć o prof. Edwardzie Zienkowskim, przez wiele lat koncertmistrzu pierwszych skrzypiec, wysoko cenionej festiwalowej orkiestry.

Podobnie miała się rzecz z naszymi mistrzami batuty, żaden nie zrobił kariery w wagnerowskim repertuarze. Jedyny wyjątek w tym względzie stanowił Artur Rodziński, uczeń Franza Schalka. Początkowo jego kariera była związana z Operą Lwowską, oraz Filharmonią i Teatrem Wielkim w Warszawie. Później przez wiele lat dyrygował orkiestrami amerykańskimi w Filadelfii, Los Angeles, Cleveland, Nowym Jorku, Chicago. W 1954 roku zaproszono go do La Scali by przygotował Fausta Gounoda. Rodziński był wielkim entuzjastą twórczości Wagnera. Szczególną miłością darzył Parsifala, Tristana i Izoldę oraz Tannhäusera. Pierwsze z wymienionych dzieł prowadził 9 kwietnia 1936 roku w Cleveland. Później wielokrotnie wstawiał fragmenty Parsifala do programów swoich koncertów. W kwietniu 1958 roku dyrygował w Watykanie specjalnym koncertem dla papieża Piusa XII, w jego programie był ostatni akt tego misterium. 16 listopada 1947 roku w Civic Opera w Chicago dyrygował Tristanem i Izoldą z udziałem Kirsten Flagstad. Dziesięć lat później prowadził to dzieło na Maggio Musicale we Florencji, w obsadzie: Birgit Nilsson i Wolfgang Windganesen. Wykonanie z 21 maja 1957 roku zostało utrwalone w nagraniu. W tym samym roku, 21 listopada dyrygował w Rzymie Tannhäuserem, co zostało również udokumentowane w nagraniu.
 

Na początek romantyzm

Pierwszym dziełem Wagnera jakie pokazano na polskich scenach był wystawiony w 1867 roku we Lwowie w Teatrze Skarbka Tannhäuser. Po dziesięciu latach, również we Lwowie, pojawił się Lohengrin, który dwa lata później, 19 lipca 1879 roku, jako pierwsze dzieło Wagnera wysta-wiony został na scenie Teatru Wielkiego w Warszawie. Premierą dyrygował Cesare Trombini, partię tytułową śpiewał Franciszek Cieślewski, Elzą była Bronisława Dowiakowska, Otrudą Anastazja Szczepkowska. W maju 1893 roku podziwiano w Lohengrinie braci Reszków; Jana w partii tytułowej, Edwarda jako króla Henryka. Był to ich jedyny występ w Polsce w pełnych operowych partiach. Ta inscenizacja została wznowiona 18 stycznia 1901 roku przez Emila Młynarskiego. Kolejna premiera odbyła się 1 października 1913 roku, reżyserował Mikołaj Lewicki, dyrygował Pietro Cimini, partię tytułową śpiewał Ignacy Dygas. W sumie w latach 1879-1939 w Warszawie grano Lohengrina ponad 220 razy.

Kolejna ważna data: 29 kwietnia 1883 roku, dzień głośnej warszawskiej premiery Tannhäusera. Dyrygował Józef Řebiček. W obsadzie same znakomitości: Bronisława Dowiakowska-Elżbieta, Matylda Lewicka - Wenus, Franciszek Cieślewski - Tannhäuser. Dzieło cieszyło się wyjątkową popularnością, kolejne warszawskie inscenizacje miały swoje premiery w: 1901 roku reżyseria Józefa Chodakowskiego, 1913 reżyseria Mikołaja Lewickiego, 1918 reżyseria Henryka Kawalskiego, 1923 w reżyserii Adolfa Popławskiego oraz 1936 roku. Moniuszko wysłuchawszy uwertury do Tannhäusera stwierdził: Tak, tak muzyka wspaniała orkiestracja imponująca. Ale gdyby u nas ktoś napisał coś podobnego to by go raczej wyśmiano za pomysły harmoniczne, tak nowe i świeże, nam obce, za potęgę brzmienia, która nawet w ogrodzie oszałamia. Ale to jest muzyk, ten Wagner, niech go kule biją.

W marcu 1902 roku polska publiczność ma okazję pierwszego kontaktu z Walkirią, którą w koncertowym wykonaniu zaprezentowała Filharmonia Warszawska pod batutą Emila Młynarskiego, ... Siegmundem, pełnym nadzwyczajnego w dykcyi wyrazu, był p. Bandrowski, całą duszą oddany Wagnerowi, a Hundig miał dzielnego przedstawiciela w p. Didurze - napisał o tym wydarzeniu Władysław Bogusławski. O popularności twórczości Wagnera w Polsce na przełomie wieków świadczy również to, że przypadający na 24 lutego 1903 roku jubileusz 70-lecia otwarcia gmachu warszawskiego Teatru Wielkiego świętowano nie premierą polskiej opery, lecz pierwszy raz wystawioną tutaj Walkirią. - Reżyser Floriański zasłużył na wieniec co najmniej złoty, całą bo-wiem część reżyserską widowiska opracował tak efektownie, tak gustownie i w myśl wymagań Wagnera, że pod względem wystawy "Walkirii" na naszej scenie mogą pozazdrościć nawet pierwszorzędne teatry europejskie. W scenie jazdy Walkirii po raz pierwszy w Europie (dotąd tylko w New Yorku), zastosowano żywą fotografię, czyli pleograf, zamiast manekinów - pisał nazajutrz warszawski sprawozdawca prasowy. Dyrygował Vittorio Podesti. W partii Zygmunta podziwiano Aleksandra Bandrowskiego, Zyglindy Helenę Zboińską, Brunhildy Stanisławę Tomkiewicz, a Wotana Konrada Zawiłowskiego. W 1914 roku partię Wotana śpiewał gościnnie Adam Didur

Ważnym okresem w budowaniu wagnerowskich tradycji był rok 1908. Najpierw 8 maja wchodzi na warszawską scenę Holender tułacz, z pamiętnymi kreacjami Janiny Korolewicz - Senta i Konrada Zawiłowskiego - Holender. Kilka miesięcy później, 22 października, odbyła się premiera Śpiewaków norymberskich z udziałem Ignacego Dygasa - Walter, Marii Mokrzyckiej - Ewa. 24 stycznia 1921 roku ma miejsce premiera Tristana i Izoldy. Jej sukces oparty był z jednej strony na starannym przygotowaniu muzycznym, co było dziełem Emila Młynarskiego, z drugiej na znakomitych kreacjach wokalnych. Helena Zboińska-Ruszkowska w partii Izoldy przeszła samą siebie, podobnie jak Ignacy Dygas w partii Tristana i Adam Ostrowski, król Marke.


Musimy przede wszystkim złożyć hołd p. Zboińskiej-Ruszkowskiej, której skończony artyzm i kultura śpiewacza święciły prawdziwy triumf w partii Izoldy. Możemy jej szczerze powinszować tak świetnej kreacji, a Operze naszej, że znalazła taką Izoldę nie ustępującą najznakomitszym przedstawicielkom tej roli na pierwszorzędnych scenach niemieckich, a przewyższającą wiele z nich szlachetnością i wdziękiem postaci. Dygas śpiewał prześlicznie! Niewielu zapewne znaleźć można w Niemczech Tristanów posiadających głos o tak pięknym brzmieniu. - pisał recenzent Kuriera Warszawskiego.

Udana premiera Zygfryda, trzeciej części tetralogii, która odbyła się w styczniu 1925 roku, z pamiętnymi kreacjami Marcelego Sowilskiego, Zygfryd i Heleny Zboińskiej-Ruszkowskiej, Brunhilda, oraz późniejsza, 9 marca 1929 prowadzona batutą Emila Młynarskiego premiera Zmierzchu bogów z Ignacym Dygasem w partii Zygfryda wzmogła apetyty polskich miłośników Wagnera na realizację pełnej tetralogii Der Ring des Nibelungen. Niestety, nie zostały one zaspokojone! Do pełnego szczęścia w tym względzie zabrakło Złota Renu, które pojawi się na warszawskiej scenie dopiero w marcu 1988 roku.

Pozostała nam jeszcze jedna ważna data, 27 marca 1927 roku, dzień triumfalnej premiery Parsifala. Zawdzięczamy ją oczywiście Emilowi Młynarskiemu, który dyrygował premierą i kolejnymi czternastu przedstawieniami, po nim batutę przejął Piotr Stermich-Valcrociata. Bohaterami każdego przedstawienia byli: Maria Budziszewska (Kundry) "fenomenalny śpiewak i aktor zarazem" Stanisław Gruszczyński (Parsifal) oraz Aleksander Michałowski (Gurnemanz) i Eugeniusz Mossakowski (Amfortas). - Kto wie, ile talentu i wiedzy, doświadczenia i pracy trzeba było włożyć w takie przygotowanie partii orkiestrowej Parsifala, nie może się wstrzymać od słów głębokiego uznania. Tego rodzaju wprowadzenie Parsifala na scenę warszawską jest dla niego i dla naszego życia muzycznego chlubą. - pisał Feliks Szopski. Warto choćby wspomnieć, że warszawscy melomani mieli okazję poznania Parsifala już 3 i 5 grudnia 1904 roku kiedy Filharmonia zaprezentowała dzieło w formie koncertowej. W marcu 1934 roku wznowiono Parsifala, tym razem dyrygował Walerian Bierdiajew, główne partie śpiewali Franciszka Platówna i Antoni Gołębiowski. Ostatnie wznowienie na warszawskiej scenie odbyło się w marcu 1937 roku, przy pulpicie dyrygenckim ponownie stanął Walerian Bierdiajew. Wielką gwiazdą wagnerowskich przestawień w Warszawie był przez lata Marian Palewicz-Golejewski. Znakomity bas - baryton uważany za najlepszego w Polsce odtwórcę partii Wotana. Odnosił również sukcesy jako Klingsor w Parsifalu, Telramund w Lohengrinie, Sachs w Śpiewakach norymberskich oraz Alberyk w Zmierzchu bogów.

Równie bogate tradycje wagnerowskie miała Opera Lwowska, która jako jedyna, w przedwojennych dziejach z naszych operowych scen, zrealizowała pełny cykl Pierścienia Nibelunga. Jednak pierwszym dziełem Wagnera jakie obejrzano w tym mieście był wspomniany już Tannhäuser wystawiony w języku oryginału we wrześniu 1863 roku przez niemiecki zespół operowy sprowadzony przez dyrektora Jana Dobrzańskiego. Pierwszą lwowską premierą dzieła Wagnera był już wspomniany Lohengrin wystawiony 21 kwietnia 1877 roku, który od tego momentu stał się najczęściej grywanym na tej scenie dziełem Wagnera. Drugą inscenizację przygotowano w 1897 roku, trzecią w 1901 roku za dyrekcji Tadeusza Pawlikowskiego, w której partię tytułową śpiewali na zmianę Władysław Floriański i Aleksander Bandrowski. Czwartą inscenizację zrealizowano w sezonie 1907/08. Kilka razy w 1908 roku partię króla Henryka Ptasznika śpiewał gościnnie Adam Didur. 28 lutego 1899 wystawiono dla Aleksandra Bandrowskiego Rienziego. Dzieło to jednak nie zdobyło uznania lwowskich melomanów, odbyły się tylko dwa przedstawienia. Natomiast dużym uznaniem cieszył się Tannhäuser wystawiony pierwszy raz w 1883 roku, kolejny w 1897 oraz w sezonie 1907/08 pod dyrekcją Piotra Stermicz-Valcrociaty. Polska premiera Holendra tułacza odbyła się też we Lwowie 6 lutego 1902 roku, partię Dalanda śpiewał Julian Jeronim, Senty Helena Ruszkowska, dyrygował Franciszek Spetrino. Ta inscenizacja utrzymała się w repertuarze do 1906 roku.


Wreszcie 6 listopada 1903 roku odbywa się we Lwowie polska premiera Walkirii w reżyserii Józefa Chodakowskiego, co okazało się wstępem do wystawienia pełnej tetralogii. Dyrygował Filippo Brunetto. W gwiazdorskiej obsadzie: Aleksander Bandrowski - Zygmunt, Maria Gembarzewska - Brunhilda, Janina Korolewicz-Waydowa - Zyglinda, Konrad Zawiłowski - Wotan, Zygmunt Mossoczy - Hunding. Drugim ogniwem był Zygfryd, którego premiera odbyła się 26 lutego 1907 roku, reżyserował Władysław Floriański, dyrygował Antoni Ribera. 13 lutego 1908 roku wchodzi na scenę Złoto Renu w reżyserii S. Jasieńskiego pod dyrekcją Antoniego Ribery.

Image

Wreszcie premiera wyreżyserowanego przez Ludwika Hellera Zmierzchu bogów, która odbyła się 26 stycznia 1911 roku, zakończyła realizację całej tetralogii. Co prawda każdą część reżyserował kto inny, zabrakło również ciągłości w obsadzie tych samych partii. Jako Brunhildę podziwiano kolejno Marię Gembarzewską, Matyldę Lewicką, która śpiewała też partię Zyglindy i Helenę Oleską. Alberykiem w Złocie Renu i Zygfrydzie był Józef Szymański, a w Zmierzchu bogów Leon Jeliński. Aleksander Bandrowski pojawił się jako Loge, Zygmunt i Zygfryd. Wszystko to jednak nie zmienia faktu, że była to pierwsza, i jedyna aż do 1988 roku, pełna polska tetralogia, na dodatek zrealizowana w polskiej wersji językowej - przekład Teodora Mianowskiego. Również Ludwikowi Hellerowi zawdzięczamy wystawienie pełnego cyklu Pierścienia Nibelunga, jednak nie w zwartej formie: Złoto Renu - 24 listopad 1910, Walkiria - 10 grudzień 1910, Zygfryd - 5 stycznia 1911, Zmierzch bogów - 26 stycznia 1911 roku.


Warto jednak odnotować, że lwowska realizacja pełnego Pierścienia wywołała skrajne oceny. Ludomir Różycki pisał, że jego realizacja może być powodem dumy dla Hellera, nie krył jednocześnie swojego rozczarowania: Jeżeli kwintet smyczkowy zredukowany jest do minimum, zamiast ośmiu waltorni grają cztery, obsada instrumentów drewnianych jest o jedną trzecią mniejsza niż tego wymaga partytura Wagnera, nie licząc innych braków, to w tym wypadku i hełm czarodziejski Alberyka nie pomoże - wypowiedź dla Gazety Lwowskiej. ... Narzeka się na tego Hellera, wypisuje Bóg wie co, ale tego mu się nie chce uznać, że co zapowiedział, to przeprowadził, że dał nam to na co się zdobyć nie mogła Warszawa, a na co w zwykłych warunkach moglibyśmy czekać bardzo długo - napisano w lutym w Gazecie Lwowskiej. Natomiast Tadeusz Pawlikowski napisał w Kurierze Lwowskim: ... Dać "Pierścień Nibelunga" byłoby chwałą, gdyby zabić go nie było zbrodnią.

W czerwcu 1922 roku, za sprawą działającego we Lwowie Polskiego Towarzystwa Muzycznego, wystawiono w formie koncertowej Tristana i Izoldę. Bohaterami wieczoru byli: Helena Zboińska-Ruszkowska - Izolda i Aleksander Kohmann - Tristan oraz dyrygent Adam Sołtys. W tym samym roku Opera Lwowska wznowiła Lohengrina, a rok później Tannhäusera. Tak więc do pełnego zestawu dzieł Ryszarda Wagnera na lwowskiej scenie operowej zabrakło jedynie Śpiewaków norymberskich i Parsifala. Warto też pamiętać, że właśnie we Lwowie dokonano pierwszych polskich przekładów wagnerowskich librett: Lohengrina tłumaczył Aureli Urbański. Aleksander Bandrowski Rienziego, a wspomniany już Teodor Mianowski Pierścień Nibelunga i Holendra tułacza. Dzięki Operze Lwowskiej dzieła Wagnera (Holendra tułacza, Lohengrina, Tannhäusera, Walkirię) poznano w Krakowie, gdzie przez wiele lat w okresie międzywojennym lwowski teatr miał swoje letnie sezony operowe.

Gdy po pierwszej wojnie światowej, w 1919 roku, rozpoczęła swoją działalność Opera Poznańska w jej repertuarze również pojawiły się dzieła Ryszarda Wagnera. Pierwszym była Walkiria wystawiona 18 grudnia 1921 roku pod batutą Adam Dołżyckiego, w reżyserii Adama Ludwiga i scenografii Stanisława Jarockiego. Dosłownie kilka tygodni później - 21 lutego 1922 roku, odbyła się premiera Holendra tułacza, zrealizowana przez ten sam zespół. Trzecim dziełem był Lohengrin, premiera 8 kwietnia 1923 roku. Tym razem dyrygował Piotr Stermicz-Valcrociata, reżyserował Stanisław Tarnawski, a scenografia była dziełem Stanisława Jarockiego. Obsadę stanowili: Irena Cywińska (Elza), Józef Woliński (Lohengrin) Aleksander Karpacki (Telramund) i Karol Urbanowicz (Król Henryk). Ten sam zespół 19 maja 1924 roku wprowadza na poznańską scenę Tannhäusera, partię tytułowego bohatera śpiewał gościnnie Marceli Sowilski. Dwa lata później (20 kwietnia 1926) ma miejsce premiera Zygfryda, dyryguje Piotr Stermicz-Valcrociata, reżyseria Hugo Zathey, scenografia Stanisław Jarocki. Pamiętne kreacje stworzyli w tej inscenizacji Kazimierz Czarnecki (Zygfryd) i Irena Cywińska (Brunhilda). W 1936 roku Zygmunt Latoszewski wystawia ponownie Lohengrina w reżyserii Karola Urbanowicza, rok później,18 grudnia, Holendra tułacza w reżyserii Heinricha Strohma ze świetnymi kreacjami Eugeniusza Maja (Holender) i Marii Bojar-Przemienieckiej (Senta). Te dwie premiery zamykają listę przedwojennych dokonań wagnerowskich na scenie Opery Poznańskiej.


Trudne powojenne lata

Lata poprzedzające wybuch II wojny światowej i czas jej trwania były okresem wciągnięcia twórczości Ryszarda Wagnera i jego Festiwalu w Bayreuth w tryby faszystowskiej propagandy. Bayreuth zostaje okrzyknięte kolebką germańskiej sztuki. Hitler, jego ministrowie i ich otoczenie stają się częstymi gośćmi Festiwalu Wagnerowskiego, który w tym okresie był obficie dotowany przez państwową kasę. Każda nowa inscenizacja otrzymuje wysoką rządową dotację. W 1933 roku Hitler przekazuje osobiście na potrzeby festiwalu 100 tysięcy marek Na Zielone Wzgórze zaczynają zjeżdżać najwięksi artyści z Ryszardem Straussem, Victorem de Sabatą, Wilhelmem Furtwänglerem i Arturo Toscaninim na czele. Führer zaś w trosce o materialne zabezpieczenie rodziny "Kochanej Wini" polecił wykupić wszystkie rękopisy dzieł Ryszarda Wagnera i zabezpieczyć je w specjalnie do tego celu powołanym instytucie. Oczywiście odbywało się to przy pełnej aprobacie Winifred Wagner, w tym czasie oficjalnej głowy rodu. Po wojnie Winifred Wagner, jako fanatyczna zwolenniczka Hitlera, staje przed sądem. Oskarżono ją o wciągnięcie Festiwalu Wagnerowskiego w tryby faszystowskiej propagandy. Wyrok nakazuje jej rezygnację z kierowania festiwalem na rzecz dwóch synów Wielanda i Wolfganga. To im przypada zaszczyt reaktywowania festiwalu po II wojnie światowej. Wszystko to razem sprawiło, że po zakończeniu działań wojennych twórczość Ryszarda Wagnera obłożono w Europie swoistą anatemą, która miała największy zasięg w państwach, gdzie faszyzm wyrządził najwięcej zła. Trzeba było wielu lat by ruszył ponownie Festiwal Wagnerowski w Bayreuth co stało się w lipcu 1951 roku. Pierwszym dziełem Ryszarda Wagnera, które wystawiono po wojnie był Parsifal w reżyserii Wielanda Wagnera, który szybko dał się poznać jako genialny interpretator dzieł swojego wielkiego dziada. Znacznie więcej czasu trzeba było by dzieła Ryszarda Wagnera powróciły na światowe sceny.

Image

W Polsce stało się to dopiero w 1956 roku. Najpierw 25 lutego odbyła się premiera Lohengrina na scenie Opery Warszawskiej. Dyrygował legendarny Walerian Bierdiajew, reżyserował Wiktor Brégy, scenografię opracował Stanisław Jarocki. Kolejnymi przedstawieniami dyrygował Mieczysław Mierzejewski. Obsadę stanowili między innymi: Maria Fołtyn, Alina Lewandowska - Elza, Wacław Domieniecki, Michał Szopski - Lohengrin, Edmund Kossowski, Kazimierz Poreda - Król Henryk. Kilka miesięcy później - 14 października - Opera Poznańska wystawiła Holendra tułacza pod batutą Zdzisława Górzyńskiego, w reżyserii Willy Bodensteina i oprawie scenograficznej Stanisława Jarockiego. Partię tytułowego bohatera śpiewał znakomicie Stefan Budny, Senty Alicja Dankowska, Dalanda Antoni Majak. Szybko okazało się, że ta piękna opera romantyczna jest najczęściej wystawianym na naszych scenach dziełem Wagnera. W 1964 roku wystawiono Holendra w Bytomiu, w 1977 w Bydgoszczy, 1981 roku roku  w warszawskim Teatrze Wielkim, a w 1994 roku w Teatrze Wielkim w Łodzi.


Nie mniejszym uznaniem naszej publiczności, cieszy się Tannhäuser, który pojawił się pierwszy raz w 1967 roku w Poznaniu, w 1974 roku wystawiono go w Warszawie, a w 1980 w Łodzi. 1 grudnia 2001 roku premierą Tannhäusera Opera Śląska w Bytomiu świętowała jubileusz 100-lecia gmachu, będącego od 1945 roku jej siedzibą. Wcześniej 12 lutego 2000 roku w ramach obchodów jubileuszu 50. lecia Opery Bałtyckiej w Gdańsku, odbyła się premiera Tannhäusera, pierwsza w powojennych dziejach tego teatru realizacja dzieła Wagnera. Ten spektakl przeniesiono w lipcu do Opery Leśnej w Sopocie wracając tym samym do wspaniałych tradycji wystawiana dzieł Wagnera na tej scenie. W okresie międzywojennym za sprawą Hermanna Merza i jego żony Etty zorganizowano Festiwal Wagnerowski w Sopocie, który szybko zdobył europejskie uznanie. W okresie jego działania, od 1922 do 1939 roku, wystawiono w sopockiej Operze Leśnej niemal wszystkie dzieła tego twórcy. Współtwórcą sukcesów sopockich festiwali Wagnerowskich był znany dyrygent Max von Schillings. Pierwszym dziełem Wagnera wystawionym na scenie Opery Leśnej był Zygfryd - premiera 30 lipca 1922 roku, pod dyrekcją Hansa Knappertsbuscha. Dwa lata później wystawiono Walkirię - premiera 27 lipca 1924 roku. Holender tułacz miał swoją sopocką premierę w 1924 roku. Później zrealizowano kolejno: Tannhäusera (1925 i 1933 roku), Lohengrina (1926, 1932 i 1937 roku), Zmierzch bogów (1927 i 1938 roku), Parsifala (1928 i 1936 roku) Śpiewaków norymberskich (1929 i 1934r.). Rienzi (1935r.) Jednak największym sukcesem sopockiego festiwalu była realizacja w 1931 roku niemal pełnego Pierścienia Nibelunga, zabrakło tylko Złota Renu, które zrealizowano w 1938 roku. Wtedy też doszło do pierwszego wystawienia pełnego Pierścienia co powtórzono rok później. Przedstawienia dzieł Wagnera kontynuowano w Operze Leśnej do 1942 roku. Tak więc określanie Sopotu jako: "Bayreuth Północy" ma w tym wypadku pełne uzasadnienie.

Stosunkowo rzadko wystawiano dotychczas na naszych scenach Lohengrina. Druga, po warszawskiej, premiera miała miejsce dopiero w styczniu 1970 na scenie Teatru Wielkiego w Łodzi; dyrygował Zygmunt Latoszewski, reżyserował Wolfgang Weit, scenografia Bernard Schroeter. W partii Elzy wystąpiła Teresa Wojtaszek-Kubiak, rolę tytułową śpiewał Jerzy Orłowski. Trzecią inscenizację przygotowano w Operze Poznańskiej, premiera 17 grudnia 1978 roku, kierownictwo muzyczne Roland Wambeck, reżyseria Erich Witte, scenografia Wolf Hochheim. Główne partie śpiewali Krystyna Kujawińska i Marian Kouba.

Głośnym wydarzeniem artystycznym okazała się poznańska premiera nieco skróconej wersji Tristana i Izoldy, muzycznie przygotowana przez Roberta Satanowskiego, który był jednocześnie reżyserem. Scenografię zaprojektowała Zofia Wierchowicz. Pamiętne kreacje wokalno-aktorskie stworzyli wtedy Antonina Kawecka - Izolda i Stanisław Romański - Tristan. - Izoldę śpiewała Antonina Kawecka. Może tą partię zaliczyć do największych osiągnięć w swojej karierze arty-stycznej. Jej silny, pełen dramatycznego wyrazu i pięknie brzmiący głos, wybitna muzykalność i wrażliwość łączą się z talentem aktorskim - jest na scenie jedyną osobą, która nie tylko śpiewa, lecz tworzy jakąś postać. Jej partnerem, Tristanem, jest Stanisław Romański - jedyny na tej scenie wykonawca ze staranną dykcją, obdarzony muzykalnością i mocnym głosem, choć o barwie, która mnie osobiście niezbyt się podoba; podobnie zresztą jak głos Aleksandry Imalskiej śpiewającej partię Brangeny - napisał w Kulturze Ludwik Erhardt.


Nareszcie tetralogia

Przygotowana przez Teatr Wielki w Łodzi premiera Walkirii (10 marca 1984 roku) pod batutą Tadeusza Kozłowskiego i w reżyserii Wolfganga Weita oraz scenografią Jadwigi Jarosiewicz była poniekąd wstępem do pełnej tetralogii. Zrealizowano ją jednak kilka lat później na scenie Teatru Wielkiego w Warszawie w dwóch etapach. Najpierw, 29 kwietnia 1988 roku odbyła się premiera Złota Renu, następnego dnia weszła na scenę Walkiria. Po roku byliśmy świadkami premier kolejnych ogniw cyklu: 3 marca Zygfryda, a 5 marca Zmierzchu bogów. Realizatorami byli: Robert Satanowski - kierownictwo muzyczne, August Everding - reżyseria, Günther Schneider - Siemssen - scenografia, Andrzej Majewski - kostiumy. Cały Pierścień Nibelunga wystawiono w zwartym cyklu, pierwszy raz w Polsce, w dniach od 14 do 19 marca 1989 roku.

Image

W obsadzie obok zaproszonych z zagranicy Gudrun Volkert - Brunhilda, Arley Reece - Zygfryd, Franz Nentwig - Wotan, Paul Crook - Mime, Kralheinz Herr - Alberich, wystąpili z pełnym powodzeniem polscy śpiewacy Krystyna Szostek-Radkowa - Frycka, Waltrauta, Barbara Zagórzanka - Zyglinda, sprowadzony z Niemiec Andrzej Saciuk - Hagen, Izabela Kłosińska - Freja, Jerzy Artysz - Gunther. ...Wieże stojące po bokach sceny połączone z całą scenografią linami symbolizującymi trzymane w "Zmierzchu bogów" przez Norny nici życia, od których zależy los bohaterów dramatu. Zwarta i czytelna reżyseria sprawia, że wszystko co dzieje się na scenie ma ścisły związek z muzyką i z niej wypływa - napisałem w swojej relacji po tej pamiętnej premierze - Pierwsza polska inscenizacja "Pierścienia Nibelunga" ma również i tę zaletę, że to co istotne dla przebiegu dzieła, płynęło właśnie z orkiestry. Osiągnięto tu rzecz niesłychanie istotną - jedność obrazu i dźwięku - napisał Jacek Marczyński. ...Trzeba zresztą powiedzieć, że August Everding wespół z Güntherem Schneiderem-Siemssenen zadbali o to, aby treść całej historii o Nibelungach, jak też i tego wszystkiego, co się za zewnętrzną warstwą owej przypowieści kryje, została widzom możliwie wyraziście przekazana.- to zdanie Józefa Kańskiego. Przyznaję, że entuzjazm publiczności jaki towarzyszył premierze każdego ogniwa warszawskiej tetralogii rzadko w owych czasach można było spotkać w naszych teatrach operowych.

Dopiero w 1993 roku mogliśmy poznać pierwszego po drugiej wojnie Parsifala, ostatnie dzieło mistrza z Bayreuth. Premiera 26 marca na scenie Teatru Wielkiego w Warszawie została przyjęta z mieszanymi uczuciami. Chwalono poziom muzyczny jaki udało się osiągnąć Antoniemu Wicherkowi i wykonawców: Hannę Lisowską - Kundry, Grzegorza Cabana - Parsifal, Włodzimierza Zalewskiego - Gurnemanz, Zenona Kosnowskiego - Amfortas. Natomiast generalnie negatywnie odniesiono się do reżyserii i scenografii. Drugą inscenizację tego wspaniałego misterium scenicznego przygotowano na scenie poznańskiego Teatru Wielkiego - premiera 4 grudnia 1999 roku, z udziałem Michała Marca w partii tytułowej i Very Baniewicz jako Kundry. Wypada też wspomnieć o gościnnych występach pozwalający na poznanie dzieł Wagnera jeszcze wtedy nieobecnych na naszych scenach. W 1967 roku Opera Berlińska (NRD) wystawiła na scenie Teatru Wielkiego w Warszawie Tristana i Izoldę. W styczniu 1978 roku zjechała do Warszawy Opera Królewska ze Sztokholmu ze swoją inscenizacją pełnego Pierścienia Nibelunga. Wcześniej, w 1970 roku, samą Walkirię zaprezentowała Opera w Wiesbaden. W kwietniu 2003 roku na scenie Teatru Wielkiego w Poznaniu Opera z Chemnitz zaprezentowała, w ramach III Festiwalu Hoffmannowskiego, inscenizację Holendra tułacza.


18 października 2003 roku to kolejna ważna data w historii prezentacji dzieł Ryszarda Wagnera na naszych scenach. W tym dniu premiera Złota Renu zrealizowanego przez zespoły Opery Wrocławskiej, we wrocławskiej Hali Stulecia, rozpoczęła rozłożoną na dwa lata realizację pełnej tetralogii. Równo rok później wchodzi na scenę Walkiria, a w czerwcu 2005 roku Zygfryd. Całość zamyka wystawiony w czerwcu 2006 roku Zmierzch bogów. Twórcą wrocławskiej inscenizacji jest prof. Hans-Peter Lehmann, który stworzył dynamiczne widowisko, w którym akcja wywiedziona została z pulsu muzyki. Wszystko co dzieje się na scenie ma swoje oparcie właśnie w muzycznej materii i rozgrywane jest w prostych dekoracjach Waldemara Zawodzińskiego.

Image

Potężna metalowa półkolista konstrukcja i podzielona na dwa, czasami trzy, poziomy scena towarzyszy całej akcji. To w tej przestrzeni mamy podwodny świat Cór Renu, podziemne królestwo Nibelungów, potężną Walhallę, siedzibę Wotana i bogów. Akcja wyznaczona przez nienawiść, chciwość, żądzę władzy i miłość, biegnie dynamicznie i czytelnie. Kolejne obrazy, wspomagane znakomitą grą świateł i projekcji, konstruowane są z logiczną dbałością o każdy detal i klimat. Nad stroną muzyczną, od dyrygenckiego pulpitu, czuwa Ewa Michnik, która w tym momencie wpisała się do annałów światowej historii muzyki jako druga kobieta dyrygująca tym monumentalnym dziełem. Pierwszą była Simone Young dyrygująca Pierścieniem w Operze Wiedeńskiej w 2001 roku. Pełną tetralogię w zwartym cyklu zaprezentowano w Hali Stulecia w ramach Wrocławskiego Festiwalu Wagnerowskiego od 6 do 15 października 2006 roku. Było to dopiero drugie w historii polskiej opery wystawienie pełnego Pierścienia Nibelunga. Tym razem dyrygował Tomasz Szreder.

Raz jeszcze polscy śpiewacy

Na zakończenie wróćmy jeszcze do polskich śpiewaków, którzy w wagnerowskich partiach, podbijali światowe sceny. Ich listę otwierają działający na przełomie XIX i XX wieku, wspomniani już wyżej, bracia Reszke. Jan, znakomity tenor, uchodził przez lata za fantastycznego Tristana, Lohengrina, Waltera i Zygfryda. Podziwiano go w tych partiach w Nowym Jorku, Paryżu, Londynie - Jego śpiew zdumiewający potęgą, ekspresją deklamacji i subtelnością zarazem, otworzył nową epokę w dziejach interpretacji operowej - pisano. Dorównywał mu sławą bas Edwarda  szczególnie ceniony jako Wotan, Hagen, król Henryk, król Marke, Daland i Hans Sachs. Po występie w nowojorskim Tristanie i Izoldzie 27 listopada 1895 roku napisano: Jeżeli ktoś chce poznać najdoskonalszy styl wagnerowski i to taki, który zarazem może wzruszać miłośników belcanta, niechaj posłucha Edwarda Reszke jako króla Marke. W tym samym czasie śpiewała na amerykańskich scenach wielka Marcelina Sembrich-Kochańska, którą podziwiano w MET jako Ewę w Śpiewakach norymberskich. W partii Elzy w Lohengrinie występowała w Los Angeles i Toronto. Również Adam Didur, którego w wagnerowskich partiach podziwiano wcześniej w Europie, Wotan Fafner w Złocie Renu, Landgraf w Tannhäuserze na scenie La Scali, zaśpiewał Klingsora w Parsifalu oraz Fafnera w nowojorskiej MET. Zupełnie już dzisiaj zapomniana Margot Kaftal była zjawiskową Brunhildą i Kundry w La Scali. Tę ostatnią partię śpiewała pod batutą legendarnego Serafina w kolejnych dwudziestu siedmiu przedstawieniach, co okazało się wyczynem do dzisiaj nie powtórzonym. Na tej samej scenie odnosiły sukcesy Helena Zboińska-Ruszkowska (Woglinda w Złocie Renu), Teresa Arkel - (Wenus w Tannhäuserze) oraz Karolina Pietraszewska (Waltrauta w Zmierzchu bogów).


Równie bogaty dorobek pod tym względem mają: Władysława Chotkowska Janina Łukaszewska, które partie Otrudy w Lohengrinie i Brangeny w Tristanie i Izoldzie śpiewane nie tylko na włoskich scenach, ale również w Madrycie, Lizbonie, Aleksandrii i Buenos Aires. Pamiętne kreacje Izoldy stworzyła była zupełnie w kraju zapomniana Maria Wróblewska, śpiewająca z równym powodzeniem partię Elzy i Elżbiety. Ignacy Dygas śpiewał w Parmie Lohengrina, w Madrycie Tannhäusera, a w Buenos Aires Zygfryda w Zmierzchu bogów, tutaj jego partnerką była Salomea Kruszelnicka. Lwowski tenor Józef Mann cieszył się opinią doskonałego Tristana, Parsifala, Rienziego i Tannhäusera, podziwiano go w tych rolach na scenach Wiednia, Wiesbaden, Berlina. Po drugiej wojnie światowej nie mieliśmy już co prawda tak wielkich wagnerowskich gwiazd, tym niemniej spore grono naszych śpiewaków i śpiewaczek kreowało te partie na renomowanych scenach Europy i Ameryki.

Image

Najpierw Jerzy Czaplicki zachwycał w San Francisco jako Wolfram w Tannhäuserze i Telramund w Lohengrinie. Po nim Maria Fołtyn odnosiła sukcesy jako Elza, Senta i Elżbieta w Lipsku i Dreźnie. Krystyna Szostek-Radkowa była pierwszą polską śpiewaczką, która w powojennej historii naszej opery zaśpiewała partię Kundry. Niestety, nie stało się to na polskiej scenie lecz w Lyonie w 1977 roku, gdzie jej partnerem był Jess Thomas. Ponadto Szostek-Radkowa śpiewała partię Otrudy w Berlinie i Brukseli. Hannę Lisowską podziwiano jako Izoldę w Lipsku, Gudrunę i Zyglindę w nowojorskiej MET, Sentę i Elżbietę od Moskwy przez Hanower, Stuttgard do Madrytu, Paryża, Tokio i San Paulo. Wiesław Ochman zjeździł świat jako Eryk w Holendrze tułaczu (Hamburg, Avignion, San Francisco, Berlin, Orange, Tuluza). Teresa Żylis-Gara i Teresa Wojtaszek-Kubiak były cenionymi wykonawczyniami wagnerowskich partii ( Elza, Elżbieta, Zyglinda, Senta) na scenach nowojorskiej Metropolitan, Opery San Francisco, festiwalu w Orange i Paryżu. Równie bogaty wagnerowski życiorys ma Vera Baniewicz, która w partiach Kundry, Venus i Brangeny wystąpiła w Lipsku, Weimarze, Hannoverze, Brunszwiku, Montrealu i Lyonie. Z kolei Jadwiga Rappe objechała świat (Berlin, Londyn, Orange, Bruksela, Wiedeń. Tokio, Waszyngton, Kolonia, Frankfurt) jako znakomita Erda oraz Pierwsza Norna w Pierścieniu.

                                                                                              Adam Czopek