Przegląd nowości

"Kniaź Igor" - megaprodukcja Opery Wrocławskiej w dwóch spojrzeniach

Opublikowano: wtorek, 22, listopad 2011 01:00
Libretto Kniazia Igora oparte jest na faktach historycznych, uwiecznionych w kronikach, a dokładnie na eposie bohaterskim Słowo o wyprawie Igora. Libretto przekazał Borodinowi jego autor, Władimir Stasow, literat i krytyk muzyczny. Stało się to w roku 1874, ale kompozytor  powrócił do niego dopiero pięć lat później. Publiczne wykonanie fragmentów dzieła przekonało Borodina do dalszej pracy nad utworem. Szła ona jednak bardzo wolno i nie została ukończona do śmierci Aleksandra Borodina w 1887 roku.
 
Image
 
Niedokończone dzieło wzięli więc na warsztat Mikołaj Rimski-Korsakow i Aleksander Głazunow i doprowadzili (uzupełniając lub instrumentując niekompletne fragmenty) do światowej prapremiery (Petersburg, 1890 roku).
 
Image

Znakomity, nieżyjący już dyrygent, Robert Satanowski, który przygotował Kniazia Igora dla Teatru Wielkiego w Warszawie (w 1989 roku, reżyserem był wtedy Laco Adamik, a scenografię zaprojektowała Barbara Kędzierska - współtwórcy także i  omawianej wrocławskiej realizacji), tak ocenił tę operę: ... jest "Kniaź Igor" dziełem symbolicznym, o charakterze wielkiego malowidła. Poszczególne jego sceny obrazują różnorodne elementy życia dawnej Rosji, nie zaniedbując jednak ogólnego rysunku psychologicznego postaci. Całość przemawia do nas pięknem wielkiego malarstwa al fresco, gdzie równocześnie każdy szczegół jest z wielką miłością dopracowany. Kolejne obrazy muzyczne charakteryzują sie zarazem archaiczną surowością jak i delikatnością nastrojów, bogactwem melodycznych, harmonicznych i instrumentalnych pomysłów - wielką żarliwością wyrazu.

Tak właśnie potraktowali realizatorzy i wykonawcy piękną wrocławską inscenizację tej opery (Hala Stulecia, 11.11.2011 roku).


Orkiestrę Opery Wrocławskiej prowadziła Ewa Michnik (sprawując kierownictwo artystyczne inscenizacji). Znakomicie wyważyła proporcje brzmieniowe w tej niełatwej akustycznie sali. Perfekcyjnie też panowała nad zespołem muzyków orkiestry kształtując jej brzmienie, ukazując przeciwności skonfliktowanych światów w sposób przejrzysty. Jej wykonanie muzyki słynnych "tańców połowieckich" (świetnie zresztą przygotowanych choreograficznie przez Irinę Mazur i tańczonych przez zespół baletowy Opery Wrocławskiej) było wręcz wzorcowo wirtuozowskie. Bardzo dobrze śpiewał chór (kierownictwo i przygotowanie: Anna Grabowska-Borys), pierwszy chyba "zbiorowy" bohater premiery. Imponowało jego bogate, soczyste i wyrównane brzmienie. Scenografia (dekoracje, kostiumy, gra świateł) doskonale konweniowały z wielką sceną Hali, były proste, gustowne, barwne, dostosowane do przebiegu i miejsca akcji. A operowanie światłem (Bogumił Palewicz) wzmagało nastrój poszczególnych fragmentów opery.

Image

A soliści? Wszyscy bardzo dobrze dobrani do śpiewanych partii. Kniaź Igor, Bogusław Szynalski, śpiewak doświadczony, stworzył przekonującą postać miotaną zmiennymi uczuciami. Przekonywał głosem i aktorstwem. Jarosławnę, małżonkę Igora, wykreowała Anna Lichorowicz. W obu ariach (z I i IV aktu) była sugestywna i wzruszająca, śpiewała pięknym w barwie i pewnym w brzmieniu sopranem, zmagając się jednak chwilami z akustyką sali. To kolejna, świetna interpretacja tej artystki na operowej scenie. Warto śledzić jej rozwój artystyczny! Obdarzony pięknym głosem basowym Aleksiej Antonow, stworzył postać beztroskiego hulaki. Chana Konczaka śpiewał Wiktor Gorelikow, jego córkę Iryna Żytyńska (ładny, barwny, bardzo dobrze prowadzony mezzosopran). Syna Igora, Władymira, z powodzeniem zaśpiewał Mikołaj Dorożkin. Trafnie, wokalnie i aktorsko, obsadzone były i mniejsze partie Owłura, Skuły i Jeroszki (Łukasz Gaj, Tomasz Rudnicki, Rafał Majzner).

W sumie - znacząca pozycja w repertuarze Opery Wrocławskiej, warta obejrzenia!

                                                                                        Jacek Chodorowski


Kniaź i chan

Opera Wrocławska przygotowała wielkim nakładem sił kolejne megawidowisko dla wielotysięcznej publiczności. Kniaź Igor Aleksandra Borodina należy do rosyjskiej klasyki i daje pole do popisu wokalnego, a także tanecznego z uwagi na słynne Tańce Połowieckie, i  wreszcie chóralnego. Te wszystkie atuty realizatorzy przedstawienia we wrocławskiej Hali Stulecia wykorzystali, co zapowiada kolejny sukces frekwencyjny i artystyczny.

Image

Duże wrażenie robi dekoracja autorstwa Barbary Kędzierskiej, przedstawiająca warowny gród w Putywlu, w którym rozgrywa się akcja Prologu, I i IV aktu. Akty II i III dzieją się w obozie połowieckim, ale dzięki niewielkim zmianom dokonywanym na oczach widzów wszystko może odbywać się niemal w tej samej scenografii. Wielka rosyjska ikona Chrystusa zamienia się w symbol Półksiężyca, zaś mury zamku przeistaczają się w kolorowe namioty Połowców. O ile scenografia została zbudowana specjalnie na potrzeby widowiska, o tyle kostiumy pochodzą sprzed 22 lat i zostały przywiezione z Warszawy, choć o insenizacji Kniazia Igora w stolicy niewiele osób już pamięta.

Image

Trudno przywołać z pamięci ówczesny układ Tańców Połowieckich, które na dłuższą chwilę wstrzymują akcję spektaklu, pozwalają natomiast zachwycić się wdziękiem i barwnością żywiołowych układów choreograficznych. Z pewności jednak dzieło taneczne w opracowaniu Iriny Mazur, która już kilkakrotnie przyjeżdżała z Ukrainy do Wrocławia, zachwycało swą oryginalnością i pomysłowością, a można by doszukiwać się w nim nawet pewnych elementów huculskich.


Reżyseria wrocławskiego spektaklu jest tradycyjna i odpowiadająca wymogom wielkiej przestrzeni, na której muszą się zmieścić soliści, chórzyści, balet, statyści, a nawet  zgodnie ze zwyczajem monumentalnych inscenizacji, żywe konie, wozy itd. Laco Adamik wziął wszakże pod uwagę, że mimo ogromu sceny dzięki pracy kamer będą pokazywane zbliżenia artystów na telebimach, stąd też wykonawcy zostali starannie przygotowani pod względem aktorskim i stworzyli wyraziste postacie. Jedną z ważniejszych zasług Laco Adamika było również to, że starał się przedstawić ów dramat w sposób wierny oryginałowi i rosyjskiej tradycji wykonawczej, nie bawiąc się w żadne stylizacje ani uwspółcześnienia. Ideał wierności pierwowzorowi Aleksandra Borodina przyświecał również Ewie Michnik, która o ile to możliwe oczyściła tę operę z późniejszych naleciałości i retuszy dokonanych ręką Aleksandra Głazunowa.

Image

Megawidowiska Opery Wrocławskiej od strony muzycznej zawsze są pewnym kompromisem, bowiem śpiewacy i orkiestra korzystają ze sztucznego nagłośnienia. Nie zmienia to jednak faktu, że do tych przedstawień angażuje się zwykle bardzo dobrych, markowych wykonawców, posiadających silne i dobrze wyszkolone głosy, choć przecież są oni wyposażeni w mikrofony i nie musieli by się zmagać z brzmieniem orkiestry. W tym miejscu trzeba wyrazić słowa podziwu dla dyrektor Ewy Michnik, która żelazną ręką potrafi nie tylko pokierować tłumem wykonawców przemieszczających się nieustannie na scenie, nadać widowisku odpowiednie tempo, ale również uzyskać w tych skomplikowanych akustycznie i technicznie warunkach znakomity wyraz artystyczny.

Image

Tak pięknie i plastycznie brzmiącej orkiestry mogłyby widowiskom w Hali Ludowej pozazdrościć zespoły niejednego teatru operowego. Warto też zwrócić uwagę na Chór Opery Wrocławskiej przygotowany przez Annę Grabowską-Borys, który miał wyjątkowo trudne zadanie, aby uzyskać jednolite brzmienie mimo rozproszenia na dużej przestrzeni. Dobrze więc, że w scenie, gdzie chór wykonuje zza sceny piękną pieśń o wyraźnie ludowym rodowodzie Och nie bujnyj wietier zawywał  a cappella, bez udziału orkiestry skorzystano z nagrania tego zespołu, które odtworzono z taśmy. W tym momencie można było właściwie docenić wartość tego zespołu, jego wyrównanie brzmienia, precyzję intonacyjną, rasową chóralną barwę wynikającą z dobrze postawionych głosów, które śpiewają bez wysiłku i tworzą jedyne w swoim rodzaju zjawisko akustyczne najwyższej próby.


Skoro mowa o śpiewakach trzeba zauważyć, że w zespole Opery Wrocławskiej są prawdziwe gwiazdy wokalistyki. Iryna Zhytynska jako Konczakówna doskonale operowała autentycznym głosem mezzosopranowym brzmiącym głęboko w całej skali, a jej warunki zewnętrzne nie budzą najmniejszych wątpliwości, że rola amantki właśnie jej powinna przypaść w udziale. Także Anna Lichorowicz jako Jarosławna dała dowód najwyższych kwalifikacji wokalnych, choć jej głos nie miał tyle ciepła co Zhytyńskiej, ale tym bardziej pasował do złożoności roli kobiety silnej, doświadczonej, która umie się znaleźć w szczęściu i nieszczęściu.

Image

Obie panie w niczym nie ustępowały swą maestrią importowanemu z "wielkiego świata", znającemu największe sceny, z MET na czele basowi Alexeyowi Antonovowi, któremu przypadła efektowna i trochę charakterystyczna rola księcia Halickiego. W zasadzie bez zarzutu było wykonanie głównej partii  tenorowej Władimira przez tenora Nikołaja Dorozhkina, można co najwyżej oczekiwać od niego nieco blasku w głosie. Warto też zwrócić uwagę na solistów wykonujących pomniejsze role, Tomasza Rudnickiego jako Skułę, Łukasza Gaja, jako Owłura i Martę Brzezińską, jako apetyczną dziewczynę połowiecką, bo w nich także drzemie ogromny potencjał artystyczny dający zapowiedź dużych sukcesów w bliskiej przyszłości.

Image

Można wyrazić tylko żal, że tak doświadczeni, świetnie przygotowani i dopasowani zewnętrznie do swych ról artyści, jak Bogusław Szynalski i Wiktor Gorelikow, którzy z pełnym zaangażowaniem wykreowali wspaniałe role aktorskie Kniazia Igora i chana Konczaka, nie wytrzymali kondycyjnie. Wszystko to są  jednak uwagi, które mogą wynikać nie tyle z rzeczywistych sytuacji wokalnych na scenie, ale ich nieco zniekształconego przez mikrofony i wzmacniacze obrazu akustycznego w ogromnej Hali Stulecia.

Wniosek ogólny jest taki - każdy kto chciałby zobaczyć i posłuchać jednej z nasłynniejszych klasycznych oper rosyjskiego repertuaru powinien udać się na megawidowisko do Wrocławia.

                                                                                      Joanna Tumiłowicz