Trzynastu skrzypków zagrało w III etapie. Każdy z nich musiał wykonać pierwszą część jednego z trzech wskazanych koncertów Wolfganga Amadeusza Mozarta (G-dur KV 216, D-dur KV 218 i A-dur KV 219) oraz pierwszą część Symfonii Concertante Es-dur KV 364/320d. Solistom towarzyszyła Orkiestra Kameralna Polskiego Radia AMADEUS pod dyrekcją Agnieszki Duczmal, oraz dwóch altowiolistów, Lech Bałaban i Michał Bryła.
Pomysł na Mozarta w przedostatnim etapie zawdzięczamy przewodniczącemu jury Maximowi Vengerovowi. - Można grać wspaniale Paganiniego i Ysaÿe'a, ale polec na Mozarcie. To kolejny test dla muzyków sprawdzający ich osobowość - oświadczył Vengerov w wywiadzie dla konkursowej gazety, czyli w 9. nr. "Głosu na Wieniawskiego".
Ogólnie rzecz ujmując, poziom występów był niezwykle wysoki (mierząc miarą konkursową), i żeby zapewnić sobie miejsce w finałowym sekstecie, należało wybić się ponad średnią. W mojej opinii Japończycy nie powinni byli przejść dalej. W finale widziałbym prędzej Polkę Aleksandrę Kuls oraz Amerykankę Emmę Steele; niemniej decyzja jurorów jest decyzją dwanaściorga doświadczonych muzyków i profesorów, więc nie będę z nią polemizował. Nie będę też ukrywał... moim faworytem w tym konkursie jest Aylen Pritchin, który zachwyca mnie kreatywnością i głęboką emocjonalnością prezentowanych interpretacji. W koncercie Mozarta (G-dur KV 216) włączał się we fragmenty tutti (bodaj jako jedyny ze wszystkich konkursowiczów) i wykonał własną kadencję.
Z kolei Soyoung Yoon pokazała Mozarta przywodzącego na myśl głównego bohatera z kultowego "Amadeusza" Miloša Formana; z jednej strony przyodzianego w elegancko skrojony frak, z drugiej zaś - bezpośredniego i figlarnego. Soczysty i aksamitny dźwięk oraz bliska ideału intonacja z pewnością dodały jej kreacji uroku, ale... cały występ okazał się nazbyt poprawny, by już teraz mówić o jej ostatecznym zwycięstwie. Czy wiolinistka zaskoczy nas czymś nowym w finale? Mam nadzieję, że tak.
Cieszę się z faktu, że tym razem nie popsuł się wyjątkowy stradivarius "Rode" z 1722 roku - jego niepowtarzalność polega na tym, że ma hebanową podstrunnicę oraz boczek inkrustowany kością słoniową - którego tymczasowym właścicielem jest Erzhan Kulibaev. Przypomnijmy, że muzyk miał w II etapie kłopoty z żeberkiem, ale nie mógł naprawić instrumentu u lutnika, ponieważ, zgodnie z umową, nikt poza nim nie może go dotknąć. Mozart w wydaniu Kulibaeva był bardzo dobry, jednakowoż nie wprowadzał w stan uniesienia. Podziwiałem w nim szlachetność i delikatność, chociaż... pod płaszczem dążenia do perfekcji trudno mi było zatracić się w pięknie muzyki.
Najmocniejszym polskim akcentem III etapu był występ Aleksandry Kuls, która w Mozarcie (Koncert G-dur KV 216) odnalazła wszędy obecną śpiewność. "Wyśpiewana" była nawet kadencja (pióra Dawida Ojstracha). Szkoda, że nie usłyszymy jej w finale; zwłaszcza, że przygotowała koncert Brahmsa, którego koniec końców nikt w tym roku nie wykona.
Nie mogę także odżałować Emmy Steele, która ma bardzo silną osobowość. Zaskoczyła mnie w Symfonii Concertante umiejętnością dialogowania z partią altówki. Z Michałem Bryłą (altówka) stworzyła prawdziwie miłosny duet. Niestety, pięknej estradowej "kochance" zabrakło szczypty intonacyjnej precyzji i sądzę, że głównie to zaważyło na jej niewejściu do finału.
Myślę, że warto jeszcze zwrócić uwagę na siedemnastoletnią Koreankę Ji - Yoon Lee. Co prawda jej Mozart nie był wczoraj najlepszy (ponoć na próbie zagrała o niebo lepiej), ale udowodniła wysoką klasę w II etapie. Czy wróci do Poznania za pięć lat, tak, jak teraz uczynił to Stefan Tarara? Czas pokaże.
Maciej Chiżyński (Res Musica)