Przegląd nowości

Prapremiera "La nuit de Gutenberg" w Opéra du Rhin w Strasburgu

Opublikowano: sobota, 08, październik 2011 02:00
Francuski kompozytor Philippe Manoury (ur.1952) studiował w paryskiej Ecole Normale de Musique, a następnie w tamtejszym Konserwatorium, mając między innymi za profesorów Ivo Maleca i Michela Philippota. Bardzo wcześnie zaczął brać udział w różnych festiwalach i koncertach muzyki współczesnej, a w roku 1978 zamieszkał w Brazylii, gdzie prowadził wykłady na temat współczesnej twórczości muzycznej. Po powrocie do Francji w 1981 roku rozpoczął intensywną współpracę z IRCAM, a następnie przez dziesięć lat pracował jako profesor kompozycji i muzyki elektronicznej w Konserwatorium w Lyonie. Był kompozytorem-rezydentem Orkiestry Paryskiej, zajmował się Académie Européenne de Musique na Festiwalu w Aix-en-Provence, prowadził seminaria w różnych zakątkach świata.
 
Image
 
Od 2004 roku dzieli swój czas pomiędzy Europę i Stany Zjednoczone, a jego wyróżniana prestiżowymi nagrodami twórczość cieszy się dużą popularnością. Manoury ma między innymi w swoim dorobku już trzy dzieła operowe (La frontière, K..., 60ème parallèle), zaś teraz można było w Strasburgu obejrzeć - w ramach festiwalu Musica - jego czwartą, zbudowaną z prologu i dwunastu odsłon,  operę: La nuit de Gutenberg (Noc Gutenberga),  zamówioną przez Opéra National du Rhin.
 
Image

Nowe dzieło opowiada o świecie zdominowanym przez nowe technologie i o związkach, jakie łączą z nimi ludzi. W prologu czterech skrybów wychwala zalety języka pisanego, który pozwala ich zdaniem na utrwalanie boskich i ludzkich dokonań. Najstarszy z nich, głuchy i prawie niewidomy, ciska swą ostatnią glinianą tabliczkę, która rozpada się na wiele drobnych kawałków. Nagle jeden z odprysków powiększa się i zamienia w ogromną, jarzącą się ostrymi barwami sieć przywołującą kawiarenkę internetową, w której osadzona została cała pierwsza scena. Rozgrywa się ona w dużym miescie, prawdopodobnie Strasburgu, po którego ulicach włóczy się starszy nieznajomy, przedstawiający się jako wynalazca druku Gutenberg.


Scena druga jest powrotem do historycznego procesu Gutenberga z 1455 roku, w którym zostaje on oskarżony o oszustwo i szarlataństwo, a którego efektem staje się zniszczenie wynalezionych przezeń maszyn drukarskich. Kolejne wydarzenia mają ponownie miejsce w kafejce internetowej: siedmiu chórzystów śpiewa w różnych językach jakieś strzępy tekstów literackich, dziewczyna o imieniu Folia czyta fragment poematu Mallarmé, a Hostessa wychwala zalety informatyki, zappingu i zasady poszukiwania przez większość przyjemności za wszelką cenę. Zarzutom Gutenberga, dotyczącym zrywania ludzkich więzi i wyizolowania jednostki ze społeczeństwa, Hostessa przeciwstawia konieczność śledzenia ludzi w imię utrzymania powszechnego bezpieczeństwa. Również przemieszczanie się Gutenberga po mieście jest nieustannie filmowane przez ukryte kamery.

Image

Następna scena, bez udziału śpiewaków i orkiestry, wykorzystuje projekcję wideo odtwarzającą kolejne etapy rozwoju drukarstwa i piśmiennictwa, a zaraz potem następuje symboliczny epizod ratowania przez Folię jednej z rzuconych na płonący stos książek. Zarówno ona jak i Gutenberg muszą uciekać przed ruszającymi za nimi w pościg chórzystami-strażnikami. Ich ucieczkę obserwujemy na zawieszonym w głębi sceny ekranie, a na proscenium widzimy siedzącego na ławce i wyglądającego jak kloszard Gutenberga, który wpatruje się w spadające wokół i pokrywające wszystko cienką warstwą - tak jak czas pokrywa zapomnieniem wynalazki bohatera opery - płatki śniegu. Pojawia się grupka bawiących się urządzeniami elektronicznymi dzieci, a na zakończenie Folia przykrywa starca płaszczem, tak naprawdę nie wiedząc, podobnie jak widzowie, czy rzeczywiście chodzi tu o słynnego wynalazcę druku czy może o jakiegoś nawiedzonego dziwaka.


Japoński reżyser Yoshi Oida (wspierany przez Toma Schenka - dekoracje, Richarda Hustona - kostiumy i Pascala Mérata - oświetlenie) ilustruje te oderwane od siebie scenki za pomocą rozmaitych gadżetów technologicznych, co, zważywszy na treść opery, może się odbiorcy wydawać sprawą wysoce paradoksalną. Przez niemalże cały czas trwania spektaklu obserwujemy zatem "chwytane" na żywo ze sceny przez trzymaną w ręku technika kamerę ujęcia, a także, wspomniane już wyżej, projekcje wideo pokazujące na przykład epizod autodafé czy fragmenty filmów nawiązujące do hitlerowskich zbrodni lub do sposobów wykorzystania urządzeń elektronicznych w działaniach destrukcyjnych podczas współczesnych wojen. Te poszczególne obrazy sceniczne nie składają się jednak na jakąś logicznie skonstruowaną całość teatralną, co zresztą jest naturalną konsekwencją przyjętych przez Manoury'ego założeń.

Image

Otóż w zamieszczonym w książeczce programowej wywiadzie stwierdza on, iż starał się wyrwać ze "spójnej i linearnej faktury dramaturgicznej tradycyjnej opery" i zbudować całą historię za pomocą połączonych jedną myślą przewodnią, a różnicujących miejsca i czas "akcji", odsłon. Przede wszystkim należy jednak sobie zadać pytanie, czy tak fundamentalna i bez wątpienia potrzebna refleksja na temat nowych środków komunikacji oraz ich wpływu na nasz ogląd świata może się stać wdzięcznym tematem dzieła operowego. Zaprezentowane w Strasburgu dzieło nasuwa w tym zakresie poważne wątpliwości, tym bardziej, że napisane do niego przez Jean-Pierre'a Milovanoffa libretto irytuje powierzchownością formułowanych tez, banalnymi stwierdzeniami i frazesami, powielaniem rażących uprzedzeniami i brakiem zrozumienia sądów, prymitywnym dydaktyzmem. W takiej sytuacji trudno tu mówić o warstwie teatralnej, która przecież stanowi jeden z podstawowych składników sztuki operowej i bez której ta ostatnia po prostu nie istnieje.


Wielka to szkoda, tym bardziej, że język muzyczny nowej kompozycji Philippe'a Manoury pobudza wyobraźnię, wciąga i przykuwa uwagę, zaskakuje też niekonwencjonalnymi rozwiązaniami. Gra orkiestry, w niemalże tradycyjnym składzie, łączy się z realizowaną na żywo partią elektroniczną, co wpływa na fascynującą spacjalizację okrążającego słuchacza ze wszystkich stron dźwięku. Jest w tym swoiste piękno, ale także intensywność emocjonalna, po mistrzowsku rozłożone napięcia - które niestety nie znajdują żadnego odzwierciedlenia w wizji plastycznej - harmoniczna gęstość, wewnętrzna siła, a niekiedy i kolorystyczny splendor. Wszystkie te cechy są doskonale wydobywane przez stojącego na czele Orchestre Philharmonique de Strasbourg Daniela Klajnera.

Image

Ponieważ jednak - jako się rzekło - nie mamy tu do czynienia z prawdziwym dziełem operowym, zastrzeżenia wzbudza sposób, w jaki kompozytor potraktował partie wokalne, dzielnie i z pełnym podziwu zaangażowaniem realizowane przez trójkę głównych solistów: Nicolas Cavallier (Gutenberg), Eve-Maud Hubeaux (Folia) i Mélanie Boisvert (Hostessa). Z woli Manoury'ego ich typowo sylabiczny śpiew wywołuje swą systematycznością uczucie znużenia, zaskakuje ponadto pewnym schematyzmem. I tak na przykład wolno się snująca linia wokalna Gutenberga podkreśla jego związane z zaawansowanym wiekiem zmęczenie życiem, a histeryczne usposobienie zdradzającej też paranoiczne cechy Hostessy jest ilustrowane osadzeniem jej partii wokalnych w górnym rejestrze skali. Przez cały czas marzyłem o tym, aby mieć okazję posłuchać raz jeszcze tej intrygującej muzyki, ale tym razem wyłącznie w wersji koncertowej. Opisana produkcja pokazuje też po raz kolejny jak dużą trudność sprawia współczesnym kompozytorom zmierzenie się z gatunkiem operowym.

                                                                              Leszek Bernat