Inscenizacja dzieła Karola Szymanowskiego może budzić kontrowersje - komuś kto widział dawny pałac Rogera na Sycylii dekoracja w formie amfiteatralnych schodów wydaje się zbyt surowa i uboga. Także ewolucje - małpie skoki króla i jego małżonki - choć można je tłumaczyć radością czy beztroską, odbiegają daleko od naszych wyobrażeń o monarszym dostojeństwie.
Zresztą w podobny sposób porusza się po białych schodach tajemniczy przybysz - Pasterz, głosiciel nowej, lepszej wiary, który obiecuje ludowi szczęście i wolność. Fakt, Pasterz okazuje się zdecydowanie "czarnym charakterem" - przywódcą sekty prowadzącej do samozniszczenia. Zachowanie króla jednak trudniej zrozumieć.
O ile można mieć szereg pytań do reżysera Davida Pountney'a, o tyle realizacja muzyczna może zadowolić najbardziej wybredne gusty. Mikołaj Zalasiński w roli Rogera, trochę dzikiego i narwanego, spisuje się znakomicie. Jego głos brzmi silnie i czysto, jest miejscami dramatyczny, miejscami charakterystyczny. Wielką postacią spektaklu jest Olga Pasiecznik w roli Roxany, która skupia uwagę widowni mimo, że skromnie stoi z boku proscenium opierając się na kuli z powodu złamanej nogi.
Jej "dublerka" wykonująca niemo dynamiczne ruchy na scenie może tylko sugerować, jak trudną do wykonania rolę miałaby nasza znakomita śpiewaczka, gdyby nie nieszczęśliwy upadek - podobno we własnej kuchni. Olga Pasiecznik śpiewa głosem fantastycznie czystym i skupionym. Jej aria "Królu, bądź łaskaw dla pasterza", jest absolutnie popisowym fragmentem spektaklu - trudno wyobrazić sobie lepszą odtwórczynię tej roli. Szkoda, że czasami orkiestra prowadzona przez Jacka Kaspszyka zagłusza piękne głosy solistów.
Są też momenty, kiedy dobry tenor Willa Hartmanna ginie w huku instrumentów dętych, a trzeba podkreślić, że przybyły z Niemiec śpiewak niemalże idealnie podaje polski tekst, i nikt nie ma wątpliwości o co chodzi, gdy śpiewa "Mój Bóg jest piękny jako ja". Z pozostałych wykonawców trzeba jeszcze wymienić Karola Kozłowskiego w roli Edrisiego, który śpiewa poprawnie, ale bez blasku, Diakonissę - Agnieszkę Rehlis, która przy końcowych oklaskach podtrzymuje ostrożnie stąpającą po scenie Roxanę, i dawno nie słyszanego, ani nie oglądanego na tej scenie basa Mieczysława Miluna, brzmiącego jak za dawnych lat. Ciekawe i znaczące jest rozmieszczenie bardzo plastycznie śpiewającego chóru w początkowej scenie opery.
Również chór dziecięcy stanął na wysokości zadania. Pewną zagadką jest natomiast udział zagranicznych tancerzy, którzy nie mają wcale trudnych czy szczególnie specyficznych zadań (choreograf Beate Vollack) i z powodzeniem mogliby być zastąpieni przez członków Polskiego Baletu Narodowego.
Plastyczny wymiar spektaklu w zasadzie jest budowany przez światło (reż. świateł Fabrice Kebour), które w sposób ciekawy buduje nowe przestrzenie oświetlając ciągle te same schody amfiteatru. Czasami tworzy ono kuszącą drogę, czasem okala silnym trójkątem postać pasterza wprowadzając na scenę grę symboli i dodatkowych znaczeń.
Na koniec jeszcze uwaga o charakterze ogólnym - ostatnio zapanowała moda na przedstawienia w jednej części, bez jakiejkolwiek przerwy. Król Roger to w sumie 90 minut muzyki, jednak twórcy tego dzieła przewidzieli spektakl w 3 aktach. Wykonanie całości jednym ciągiem odbiera część przyjemności ze słuchania tej znakomitej, choć trudnej muzyki. Ktoś już kiedyś zauważył, że człowiek jest w stanie skupiać uwagę nieprzerwanie przez 45 minut... Może czas wrócić do tej zarzuconej praktyki?
Joanna Tumiłowicz