Przegląd nowości

"Carmen" w Opéra d'Avignon

Opublikowano: czwartek, 09, czerwiec 2011 02:00

Carmen Georges'a Bizeta należy do tych "przebojów" operowych, które niemalże dla każdego z nas wydają się już nie mieć żadnych tajemnic i których wokalne lub instrumentalne fragmenty potrafi mniej więcej zanucić nawet zupełnie nie interesująca się muzyką osoba.

Image

I tu właśnie pojawia się problem dla sięgającego po to dzieło reżysera, który przecież ma świadomość, iż było już ono zanurzane w takiej ilości najrozmaitszych "sosów", że wymyślenie oryginalnych i zdolnych do przyciągnięcia uwagi widzów koncepcji jest często zamiarem z góry skazanym na porażkę, albo w każdym razie szalenie trudnym. Mówimy oczywiście o koncepcjach artystycznie sensownych i nie grzeszących przeciwko warstwie muzycznej tego swoistego "hitu" sztuki lirycznej.


Recepta odpowiedzialnej za nową inscenizację Carmen w Opéra d'Avignon Nadine Duffaut (która nie po raz pierwszy bierze na warsztat to dzieło Bizeta), zaprezentowana nam w książeczce programowej, wydaje sie dosyć prosta i przekonująca. Reżyserka twierdzi bowiem, że najpierw trzeba się postarać zapomnieć o wszystkim, co na temat tej opery wiemy, oderwać się od wszelkich uprzedzeń i schematów, a następnie podjąć wysiłek odnalezienia w niej pewnej spontaniczności i niemalże dziecięcej intuicji. Radzi ponadto rezygnację z pseudo-intelektualnych zabiegów na rzecz jak najbardziej bezpośredniego opowiedzenia zawartej w libretcie historii.

Image

Trudno się z Nadine Duffaut nie zgodzić, wszakże sposób w jaki konkretyzuje ona swe założenia na scenie - przy pomocy Emmanuelle Favre (scenografia), Katii Duflot (kostiumy) i Marka Delamezière (oświetlenie) - wzbudza jednak pewne wątpliwości. Przede wszystkim okazuje się, że akcja nie rozgrywa się już kolejno na placu przed manufakturą tytoniową, w oberży i w górach, lecz w położonym gdzieś na wstrętnych przedmieściach cygańskim obozie. Koczujący w nim mieszkańcy zajmują się handlem narkotykami, prowadzą ze sobą jakieś podejrzane interesy, uczestniczą w brutalnych bójkach i - co gorsze - z trudem dają się odróżnić od jakoby  trzymających straż żołnierzy. Ci ostatni za sprawą swego niezdyscyplinowanego i wręcz chuligańskiego zachowania nadzwyczaj łatwo wpisują się w ten niepokojący obraz półświatka.


Pewne zdziwienie, a nawet odruch niechęci wzbudza sposób traktowania przez tych jakby nie było pełniących służbę żołnierzy przybywającej na spotkanie z bratem Micaeli.

Image

Otóż ta młoda dziewczyna staje się obiektem wulgarnych żartów i obleśnego podszczypywania, niewybrednych zaczepek i chamskiego szarpania, co szczególnie w kontekście panującej wówczas w katolickiej Hiszpanii atmosfery wydaje się sytuacją już nie tyle niestosowną, co wręcz nieprawdopodobną. Wreszcie protest budzi też zmiana dokonana w finale opery, w którym to nie zaślepiony porywem zazdrości José, lecz ukazana przecież przez twórców dzieła jako naiwna, wrażliwa i delikatna istota Micaela zabija nożem niepokorną Carmen. Ta niespodziewana modyfikacja zafałszowuje relacje pomiędzy poszczególnymi protagonistami i zmienia ogólną wymowę dzieła. Zaletą jest natomiast sprawnie prowadzona gra sceniczna, w której bierze również udział zaproszona przez reżyserkę do spektaklu dwudziestoczteroosobowa grupa Romów, którzy na codzień koczują na przedmieściach Awinionu.


Ich rola ogranicza się zasadniczo do biernego statystowania i tym samym wytwarzania odpowiedniego klimatu przedstawienia, chociaż paru Cyganów, w tym także dzieci, pod przewodnictwem zaangażowanego do omawianej produkcji hiszpańskiego choreografa i tancerza José-Manuela Huertasa, wykonuje spontanicznie również układy taneczne. Ich klaskanie, gra na gitarze i specyficzne zaśpiewy wypełniały zresztą gmach opery jeszcze długo po opadnięciu kurtyny. W głównych rolach występują z powodzeniem Béatrice Uria-Monzon (Carmen) i niezwykle rzadko obecny na tutejszych scenach, a śpiewający przede wszystkim w krajach skandynawskich i w Stanach Zjednoczonych francuski tenor Jean-Pierre Furlan (Don José).

Image

Oprócz nich uwagę zwracają także tacy soliści jak Sophie Marin-Degor (Micaela), Pierre Doyen (Escamillo), Hadhoum Tunc (Frasquita), Julie Robard-Gendre (Mercedes) czy Christian Helmer (Zuniga). Imponujący popis kolektywnej muzykalności daje przygotowany przez Aurore Marchand chór, któremu towarzyszy z dużym zapałem - i ze znacznie mniejszymi umiejętnościami wokalnymi - dziecięcy zespół Opery w Awinionie. Na czele Orchestre Lyrique de Région Avignon-Provence stoi znający partyturę Bizeta niemalże na pamięć Alain Guingal, który - jak mówi - już sam nie wie ile razy prowadził to słynne dzieło na prawie wszystkich kontynentach świata. Za sprawą jego batuty można podziwiać wzorcowe współbrzmienie całego aparatu wykonawczego, subtelne uwydatnianie momentów lirycznych, giętkość fraz, a zarazem brawurowo i porywająco sugestywne rodzajowe sceny zbiorowe. Ponadto podobać się może w tej interpretacji wyrazista artykulacja i jasna koncepcja dynamiki, intensywny żywioł kolorów, kondensacja napięcia i niemalże teatralne obrazowanie każdego dźwięku. To właśnie ta pulsująca i wartko płynąca muzyka jest najmocniejszym walorem tego nieco kontrowersyjnego pod względem wizualnym przedstawienia.

                                                                            Leszek Bernat