Przegląd nowości

Okruchy minionego czasu, Wieczór pamięci Marii Iwaszkiewicz

Opublikowano: poniedziałek, 08, kwiecień 2024 22:07

Lubię przyjeżdżać na Stawisko. Jest tam ciepła i serdeczna atmosfera – polskiego domu, ponad wszelkimi konotacjami, konstelacjami, domu, w którym tyle książek, nut, pamiątek, wspomnień, wypełniających każdy zakątek dawnej posiadłości Iwaszkiewiczów, dziś Muzeum. Ze wzruszeniem wspominam niedzielny wieczór 25 listopada 2007 roku pamięci Zygmunta Mycielskiego, przyjaciela domu.

 

Stawisko 1

 

Do Stawiska zjechały wtedy tłumy. Wszystkich witała dr Alicja Matracka-Kościelny, dyrektor Muzeum, ale także Zosia Dzięcioł, dziś już nieżyjąca, która od ponad pięciu dziesięcioleci mieszkała w domu Iwaszkiewiczów i wszystko pamiętała, a jej serdeczny przyjaciel czarny kot Belmondo, „bardzo przystojny”,  jak mówiła p. Zosia, uwielbiał muzykę. Tylko nie znosił oklasków… Wtedy, w jesienny wieczór, nie było Marii, pierworodnej córki Iwaszkiewiczów, która przebywała w szpitalu.

 

Stawisko 2

 

Ale wybrała ona i podała do prezentacji listy Zygmunta Mycielskiego do Jarosława Iwaszkiewicza i niej samej, świadczące o serdecznej przyjaźni obu artystów i ciepłym, szczerym przywiązaniu Zygmunta do rodziny Iwaszkiewiczów i samego Stawiska. Listy, a także fragmenty z Dzienników kompozytora, czytał świetny aktor, dziś już nieżyjący, Henryk Boukołowski. Dla Zygmunta Stawisko było oazą spokoju i pokoju, gdzie mógł oddychać intelektualną atmosferą, której, po wygnaniu z Wiśniowej po II wojnie światowej, nie sposób było w Polsce znaleźć… Toteż w miarę możliwości wyjeżdżał za granicę, ale tu, w Polsce, czuł się najlepiej.


Na spotkaniu w Stawisku Zygmunta Mycielskiego wspominał Krzysztof Meyer, kompozytor przebywający w Kolonii, podkreślając spokój, elegancję, nienaganne formy towarzyskie kompozytora z Wiśniowej, a także specyficzne poczucie humoru, które zjednywało mu rozmówców i przyjaciół.

 

Stawisko 3

 

Swoje wspomnienia o Zygmuncie snuł nieżyjący już wieloletni redaktor „Ruchu Muzycznego” Ludwik Erhardt. Interesującym dopełnieniem wieczoru był koncert z muzyką F. Chopina, K. Szymanowskiego i Z. Mycielskiego w wykonaniu świetnego pianisty Edwarda Wolanina, przemyślanina z pochodzenia, niegdyś ucznia rzeszowskich szkół muzycznych. Towarzyszył on także dyskretnie i przejmująco Jerzemu Artyszowi – baryton, który z wielką głębią i mocą artystycznego wyrazu śpiewał pieśni F. Chopina i Z. Mycielskiego w jesiennych nastrojach.


A więc jednak wybrałem się do Stawiska… 10 marca 2024 roku w niedzielę, jak zwykle o godz.17.00, miał miejsce wieczór pamięci Marii Iwaszkiewicz w 100-lecie jej urodzin. Nazywają ją tam matką chrzestną Muzeum. Wojenna maturzystka, absolwentka archeologii, długoletnia redaktorka wydawnictwa „Czytelnik”, autorka książek wspomnieniowych i tych o wytwornym jedzeniu, zadbała o pamięć o swoim sławnym ojcu i matce.

 

Stawisko 4

 

Mam od niej trzecie wydanie książki jej autorstwa pt. „Z pamięci” z elegancką odręczną dedykacją z 2016 roku. Na wiosennym spotkaniu w Stawisku swoją babcię wspominała Ludwika Włodek, wnuczka Marii, znakomita dziennikarka i socjolożka oraz sandomierski przyjaciel Marii, Jerzy Krzemiński, długoletni kustosz Działu Literatury Muzeum Okręgowego w Sandomierzu.


Rozmowę prowadziła Agnieszka Papieska, która nagrała, opracowała i przygotowała do wydania przez Wydawnictwo Akademickie SEDNO w Warszawie w 2020 roku książkę Marii Iwaszkiewicz pt. „Portrety”, w której znajduję także barwne wspomnienie o Zygmuncie Mycielskim. 

 

Stawisko 5

 

Na ostatnim spotkaniu w Stawisku dorzuciłem i ja swoje wspomnienie o Marii, która w 1994 roku była wraz z Zofią Mycielską-Golik w moim zielonym ogrodzie i dawnym majątku Mycielskich w Wiśniowej, a także w Rzeszowie, o czym pisałem w poprzednim numerze „Nasz Dom Rzeszów”. Spotkanie w Stawisku zakończyło otwarcie wystawy pt. „Okruchy starego domu” o związkach Marii Iwaszkiewicz ze Stawiskiem. Wszystkich ogarniała ze szczerą sympatią obecna dyrektor Muzeum Agata Kościelna-Ratowska. Wierzę w mądrość książek. Jest w nich urok zatrzymanego czasu, który, zda się, nigdy nie umiera. Więc uśmiecham się, przeglądając pełne pasji wspomnienia Marii Iwaszkiewicz, nabierając przekonania, że warto żyć, ale tak, by być sobą i z pięknem świata za pan brat.

                                                                                  Andrzej Szypuła